Świąteczny szał!

Spread the love

Żyjemy w ściśle określonym, marketingowo reklamowym czasie. Zaraz po tym, gdy zostają schowane dynie i Halloween przestaje nam latać na miotle, zapalają się lampeczki i dzwonią saneczki. Anioły biegają po supermarketach, świętych Mikołajów można spotkać wszędzie. Od października do końca grudnia trwa zabawa „kto kupi więcej”. Co ciekawe święta Narodzenia Boga, tak charakterystyczne dla wielu kultur i religii – w kulturze zachodniej przybrały bardzo świecki wymiar. Wierzący, jak i nie wierzący mają święta rodzinne, obowiązkowo z dużą ilością jedzenia i prezentów. Ten „magiczny” czas okraszony jest swoimi zwyczajami i rytuałami. Na „Mikołaja” koniecznie trzeba dać prezent numer jeden. Wszyscy czekają, a potem fala prezentów rośnie, by wreszcie pod choinką było pełno i kolorowo.

Te święta kupowania i prezentów, reklamy i iluminacji miasta, to wyraz konsumpcyjnego, przejadającego zasoby braku szacunku dla świata. Zaczynając od choinek – sztucznych, plastikowych, bądź „ekologicznych”, naturalnych drzewek, które jadą ze specjalnych szkółek, hodowane tylko po to, by je wyrzucić zaraz po świętach, a kończąc na prezentach – mamy do czynienia z konsumpcyjnym absurdem. Drzewka w doniczkach kończą tak samo, tylko ich proces marnowania i schnięcia trwa o wiele dłużej. Jak ktoś próbuje taką choinkę ratować trzymając w doniczce to odkryje, że drzewo potrzebuje przestrzeni, jakiej nie daje mu żadna donica. Zwyczaj objadania się w święta oznacza, że od września produkcja w rzeźniach wzrasta. Zwierzęta ubijane przez cały rok masowo, dla świątecznego ucztowania są jeszcze szybciej i jeszcze bezwzględniej zabijane. W Polsce karpie, najpierw duszące się i cierpiące w przerobionych stawach, potem katowane w transporcie, by wreszcie znaleźć się w brudnej wodzie w sklepie. Te które zabito na samym początku drogi konsumpcyjnej miały najwięcej „szczęścia”.  Każdy kraj ma swoje tradycje, mięsny pudding w Anglii to wydajność rzeźni, francuskie foie gras (pasztet produkowany ze stłuszczonych wątróbek kaczych i gęsich), to cierpienie gęsi, gdy karmione na siłę, umierają przez przerost własnej wątroby. Kiełbaski, szyneczki, karkówki, żeberka, do dnia dzisiejszego, wedle Animal Clock 52 594 502 226 zwierząt zostało zabitych w rzeźniach tylko w USA (dane oczytane rankiem 12.12.2024 roku).

W zachodniej kulturze świąteczne dekoracje oświetlające ulice, domy, zwiększają zanieczyszczenie światłem o około 10% więcej niż na co dzień. Za emisję mikroplastiku do środowiska odpowiadają z kolei bombki choinkowe, anielski włos, czy brokat. Do tego pełno gadżetów, prezentów okolicznościowych, rzeczy kupionych na chwilę, opakowań, kokardek, nalepek, ozdób. Folia i plastik, nadmiarowość i niepotrzebne rzeczy tonami trafiają do sklepów, a potem tonami na wysypiska. Ekotriki podpowiadają nam, że przecież wszystko jest recyklingowane. Nawet jeżeli większość rzeczy byłaby zdolna do ponownego przetworzenia i użycia, to w tej marketingowej niby-ekologii znika fakt, że produkcja prezentów pochłania wodę pitną, generuje ślad węglowy, oraz odpowiada za skażenie świata chemikaliami (jak choćby farbami, którymi zdobi się prezenty po choinkę). A wszystko to po to, żeby przez parę dni czy godzin posiedzieć razem z rodzinom i znajomymi przy jednym stole.

Zapraszamy do wysłuchania panelu: https://fb.me/e/2hZdPaIlC

Świąteczny czas, magiczny czas, pytanie tylko dla kogo? Na pewno nie dla ziemi, nie dla zwierząt. Jest to za to doskonały czas dla producentów rzeczy całkowicie nie potrzebnych – jak choćby opakowania na prezenty, wstążki, kokardki, serpentyny, ognie sztuczne i sto jeden innych rzeczy tak nie przydatnych i nie praktycznych, że nawet nie wiemy, że coś takiego można mieć dopóki gorliwość sprzedawców nie podsunie nam produktu pod nos i do koszyka. A zaraz po świętach Sylwester i tak nam się kończy kolejny rok, gdzie bawimy się na gruzach zdrowego rozsądku, oddalając od siebie złe myśli o „końcu świata”. Gdy w wigilijny czas ludzie siadają do stołu nie mają zamiaru myśleć o VI wielkim wymieraniu, tak samo jak cały rok za nic mają kryzys klimatyczny. Większość z nas nie chce i nie potrafi zrozumieć, że ostatnie chwile mijają, kiedy jeszcze możemy coś zrobić, by wyhamować negatywne skutki kryzysu klimatycznego. Większość z nas woli bezpieczne zapewnienia, że jeszcze jest czas, że to całe stulecia, że naukowcy przecież nie raz się pomylili, a grupka oszołomów i ekoterrorystów zbija kapitał na opowieściach o końcu świata. I tak podpalamy nasz świat, bawiąc się w najlepsze i ciesząc, że przy jednym stole możemy usiąść z naszymi dziećmi i wnukami. A co dla nich zostawimy i co się stanie za dziesięć, dwadzieścia lat – o tym wolimy nie wiedzieć. Przecież dzwonią dzwoneczki i jadą saneczki pełne plastikowych prezentów.
Tekst: prof. Joanna Hańderek  

Ps. Gdy skończyłam pisać ten tekst Animal Kill Clock wskazał już 52 597 540 878 zabitych zwierząt.