Teoria niczego
[Komentarz wprowadzający autorki –Teoria niczego powstała na bazie wizyty w muzeum Przyrodniczym Instytutu Systematyki i Ewolucji PAN na wystawie Teoria wszystkiego. W muzeum tym, jak się okazało, przebywają również żywe zwierzęta, przez co samo miejsce przypomina pod każdym względem ogród zoologiczny. Przedstawiona w opowiadaniu historia dotyczy tamaryny przebywającej w odosobnieniu (ponoć cierpi na zaburzenia lękowe i nie może przebywać w jednej przestrzeni z innymi osobnikami). Teoria wszystkiego miała być interwencją wprowadzoną w dość hermetyczną przestrzeń muzealną, jednak sam akt interwencyjny zastosowany wobec tamaryny (Tytuł performansu: Saguinus Oedipus Musealis, kto widział cały twój świat? Agata Kowalewska), wydaje się być skrajnie ubogii i nacechowany centryczno-liberalnie. Wnikając w brak możliwości uwolnienia zwierzęcia, performans eksponuje słabość jaką posiadamy jako pojedyncze jednostki w momentach konfrontacji z instytucjami. Wskazuje także na kontekst ciał ludzkich dostosowujących się do narzucanych z góry norm w ramach projektu nieradykalnych działań gwarantujących jednostkowe bezpieczeństwo, lecz równocześnie przyzwalających na przemoc wobec innego. Zamiast uwolnić małpę, małpa stała się ponownie eksponatem, jednak tym razem innym, można powiedzieć jeszcze bardziej uprzedmiotowionym poprzez nierówne wymiany międzygatunkowe, w ramach których człowiek posiada przewagę decyzyjną nad innym pozaludzkim. Moje opowiadanie jest aktem sprzeciwu wobec normalizacji zaklatkowiania ciał nieludzkich, innych, posiadających cechy odbiegające od cech oczekiwanych przez ogół].
…
Przede mną ławeczka, ławeczka tak zwana interwencyjna, niedawno ją wstawili, wernisaż był i przyszło sporo osób, co prawda nie grała żadna muzyka, wina też nie było, ale przyszli, przyszli ludzie i stworzyli wokół taki kokon humanoidalny, któremu wcale nie powin_m się dziwić, lecz dziwię się mimo wszystko, bo za każdym razem, gdy to się dzieje i gdy to się kończy, to myślę sobie, że to ostatni raz, na pewno ostatni raz i że już nie nastąpi nawrót, że ani ty, ani ja nie będziemy musieli walczyć, że staniemy i nasz kontakt wzrokowy rozwinie się, rozprzestrzeni, uformuje dobroć.
Staram się patrzeć, patrzę ładnie, bezpośrednio, na ciebie numer 1, na ciebie numer 2, na ciebie numer 3 i tak dalej, aż w końcu postanawiam odłożyć swoje zamiary na bok i położyć się w kącie i tak leżeć bez myślenia o tym, jak było i o tym, jak będzie, bo w hermetycznej przestrzeni nie można żyć zbyt długo, tak, to wtedy pierwszy raz pomyślał_m o tym akcie i zdziwiło mnie właściwie jak naturalnie mi w tym stanie myślowym i że niczego nie potrzebuję, bo paradoksalnie ta myśl dała mi nadzieję, dała nadzieję do życia w kulturze błędu.
Jak interpretować istniejącą pomiędzy nami ciszę? Możemy wytłumaczyć ten stan na przykład tym, że nasze poziomy porozumienia werbalnego wykraczają poza możliwości nadane nam w sposób biologiczny. Jak bardzo uwielbiamy tego typu dyskusje, jak bardzo lubimy spierać się w kontekstach nature or nurture, jak starannie pielęgnujemy konstrukty słowne uformowane w płeć biologiczną i płeć kulturową. A co to właściwie jest ta płeć biologiczna? To płeć genitalna, płeć ośrodkowego układu nerwowego, obwodowego układu nerwowego, płeć hormonalna? Według modernistycznych ujęć kultury wysokiej biologizacja jest surową esencjalisacją, a spojrzenie na świat powinno mieć wymiar pozbawiony interpretacji cielesnej. Ciało nie wchodzi w zakres kultury wysokiej. Ciało jest kulturą niską.
W jednym ze swoich tekstów McLuhan wskazuje na istnienie zimnych i gorących środków medialnych, ja natomiast chciał_bym przetransformować to ujęcie w kontekście kulturalno-rozrywkowym. Dla McLuhana środkiem gorącym jest film, dla mnie natomiast muzeum sztuki współczesnej. Dla McLuhana środkiem zimnym jest telewizja, a dla mnie struktury poruszające się na skraju, jak na przykład ta, w której właśnie się znajduję, gdzie martwe łączy się z żywym, gdzie imperializm łączy się z normalizacją, gdzie taksydermia łączy się z zainscenizowaną przez ludzkie dłonie scenką leśną, gdzie pod strukturą instytucji wysokiej kryje się zoo, w którym panują warunki gorsze niż w realnym i pełnoprawnym zoo.
Siedzimy, czekamy, następują pewnego rodzaju modyfikacje, ale właściwie nadal wszystko stoi. Dwumiesięczna ingerencja w strukturę zastaną jedynie w początkowych etapach może napawać optymizmem. Gdy dochodzi do równomiernych powtarzalności, gdy każdy kolejny akt jest kalką poprzedniego, przestaje się mieć wrażenie ruchu, a koncept rewolucji odchodzi zbyt daleko, żeby kiedykolwiek móc do niego wrócić. I kiedy leżę w kącie i ktoś puka w szybę, puka, puka, a ja nie odpowiadam, już nie nawiązuję kontaktu wzrokowego, już nie, tylko leżę i staram się na dodatek nie ruszać, to w pewnym momencie następuje przesycenie stanem niesubordynacji, lecz dzieje się to początkowo w zakresie łagodności i czułości. Wzywają najpierw technika, potem weterynarza, ktoś mnie dotyka, ktoś mnie podnosi i mówi, mówi, mówi, wenflon w żyłę, a serce jeszcze bije, bije, bije i nie umieram nie, to nie ten moment, nie, a potem zapominam.
I już nic nie wiem, czy to prawda, czy fałsz, czy jestem tutaj, czy mnie nie ma i te głupie myśli o tym, że wszystko w porządku, że jedyną opcją interwencji jest ich obecność, ich obecność za szybą, której nie można rozkruszyć, tak jak wypadałoby, gdy wypowiada się na głos słowo kwarc, które samo w sobie nosi jakiś rodzaj ostrości i kruchości, i tak to jest, że aż zęby zaczynają się ocierać, mimo że szkliwo posiada wartość 5 w skali Mohsa.
Moje zęby noszą w sobie ubytki. Każdej nocy uprawiam bruksizm.
Tekst suri stawicka