Kosmogonia

Spread the love

Czy to była woda, powietrze, ziemia, ogień, a może bezkres? Co było na początku świata? Co wywołało rzeczywistość taką, jaką znamy? Anaksymander mówił o apeironie – bezkresie. W abstrakcyjnym, wszystko zawierającym w sobie punkcie startowym widział ów filozof pierwszą zasadę tworzącą świat. Dla Parmenidesa istnieje tylko jeden, niezmienny, wieczny byt. Dla Heraklita wszystko się zmienia i nasze zmysły nie nadążają za wielością dynamicznej zmiany. Empedokles – jeżeli tylko wierzyć tym strzępom jego teorii, które dotrwały do naszych czasów – uważał, że pierwotna jedność czterech żywiołów została zakłócona przez dwie ścierające się ze sobą siły: miłość i nienawiść. To właśnie te siły sprawiły, że woda, powietrze, ogień i ziemia zaczęły się ze sobą łączyć i rozdzielać, tworząc świat, jaki znamy.

Od mitu do filozofii człowiek nieustępliwie próbuje odpowiedzieć na pytanie, kim jest i czym jest otaczający go świat. Pytanie o początek jest zarówno stare, jak i naturalne. W oczywisty sposób chcemy wiedzieć, skąd się wzięliśmy i co spowodowało, że jest raczej coś niż nic. Przecież równie dobrze świata mogłoby nie być. Kosmos nie musiał zaistnieć. Dla wielu z nas to pytanie ma egzystencjalny wymiar: jeżeli zgodzimy się z przypadkowością świata, wówczas trzeba będzie się pogodzić i z naszą akcydentalnością. Jeżeli jednak uda nam się udowodnić jakikolwiek sens, wówczas możemy spać spokojnie – nasze istnienie będzie usprawiedliwione, będzie po coś.

Pierwsi filozofowie podnosili nieustannie kosmologiczne pytania. Istnienie wydawało się zadziwiające. Z jednej strony przerażało wielością – dlatego tacy ludzie jak Parmenides woleli uciec od zmienności, ogłaszając, że tak naprawdę zmiana i materia są ułudą, odblaskiem tego, co prawdziwe. Heraklit nie bał się zmiany, ale całkowicie w dynamice świata się zatracił. Platon uciekł w świat idei i tego, co pozaświatowe, Arystoteles opowiadał o dualnej rzeczywistości, gdzie materialne i niematerialne współdziałają. W kosmologicznej rzeczywistości arche, zasada – to, co nadaje istnienie – było siłą, energią, czasem, ruchem, zmianą – tym, co wprawia istnienie w rozwój i trwanie.

Pod greckim niebem wierzono w kosmos jako harmonię. Dlatego światem Pitagorasa rządziła liczba, wyznaczająca harmonię sfer i logikę dziejów. 1 oznaczało punkt; 2 – linię; 3 – płaską figurę geometryczną; 4 – ciało geometryczne; 5 – własności ciał fizycznych; 6 – życie; 7 – ducha; 8 – miłość; 9 – roztropność i sprawiedliwość; 10 – doskonałość wszechświata. Co ważne, principium odnosiło się nie tylko do spraw fizycznych, ale również etycznych – stąd 7, 8, 9 i 10 mają wymiar nie tylko budulca rzeczywistości, ale również nadającej jej aksjologiczną głębię.

Tak samo wedle stoików świat przeniknięty był przez logos. Starożytni myśliciele zakładali, że to, co istnieje, jest logicznej natury, a w świecie wydarza się dokładnie to, co ma się wydarzyć. I w tym wypadku pytanie o zasadę świata prowadzi nie tylko do rozstrzygnięć kosmologicznych, ale i etycznych – okazuje się bowiem, że poznanie w świecie stoików staje się drogą prowadzącą do samodoskonalenia. W klasycznej filozofii aksjologia współistnieje z epistemologią. Ścieżki nauki są równocześnie drogami prowadzącymi do etyki.

Przez całe pokolenia raz po raz ruszali w świat. A to Diogenes – przyświecając nawet w słoneczny dzień latarnią – by znaleźć drogę do prawdziwego człowieka. A to Marek Aureliusz, radząc, by poprzez dystans i szlachetne niezaangażowanie uspokoić zmysły i myślenie. I tak ma się stać, co ma być – dlatego nam pozostaje jedynie przyglądać się rzeczywistości i do niej się dostosowywać.

Średniowiecze upraszcza rozważania, wskazując na byt transcendentny, scholastyka wprowadza dogmat i nieomylność tekstów uznanych za święte, co banalizuje rozważania. Wolny duch filozofii greckiej zostaje zamknięty w klatce dogmatycznych przesądów. Czasy nowożytne wprowadzają myślenie w świat mechanicznego poruszenia. Wedle Kartezjusza materia rozciągła jest jak mechanizm – dobrze nakręcony przez boskiego konstruktora. Luneta pozwala dostrzec makroskalę i ogrom kosmosu, mikroskop pozwala wejrzeć w sam środek bytu.

Wizualizacja fluktuacji.

Człowiek jednakże ciągle czuł się zagrożony i szukał swego początku. Nowe narzędzia – od Keplera, Newtona, po Einsteina, Darwina, Fryderyka Mieschera, Jamesa Watsona, Francisa Cricka i Maurice’a Wilkinsa, Rosalind Franklin – wyostrzyły narzędzia poznania świata. Bez Ady Lovelace czy Hedy Lamarr, nie mogliby Państwo dzisiaj czytać tych słów – współczesną technologię obliczyły i wymyśliły między innymi również kobiety (oczywiście nie wolno pomijać osiągnięć Grace Murray Hopper, Betty Holberton, Frances Elizabeth Allen, Karen Spärck Jones, Radia Joy Perlman).

Rzecz w tym, że człowiek ciągle jest sierotą, poszukującą odpowiedzi na pytania dotyczące jego/jej domu. Carl Sagan i Ann Druyan właśnie w ten sposób przedstawiają tę naszą kosmiczną odyseję poszukiwania odpowiedzi na podstawowe pytanie: dlaczego jest coś, a nie nic? Skąd się wziął świat i w konsekwencji – co tu robi człowiek?

We współczesnym świecie, siadając przed monitorem, zadajemy to samo pytanie. Dzisiaj jednak możemy odbyć dyskusję nie tylko z przeszłymi pokoleniami i zapisem ich myśli, nie tylko możemy spoglądać w świat uzbrojeni we współczesne lunety, teleskopy, mikroskopy, materiały pozyskane przez kosmiczne sondy czy aparaturę analizującą DNA. Dzisiaj możemy też próbować porozumieć się z nami samymi na podstawie tego, co sami sobie programujemy.

Istnienie „sztucznej inteligencji” niewątpliwie zbyt wcześnie się ogłasza – na razie mamy czaty, które dość szybko wyszukują informacje. To nasze spersonalizowane i błyskawiczne przeglądarki – zwane szumnie i na wyrost „sztuczną inteligencją”. Rozmowy te jednak są ważne – w wielu wypadkach to bowiem rozmowa ze zbiorową inteligencją.

Pierre Lévy zbiorową inteligencją nazywa bazy danych i zgromadzone w sieci intelektualne dziedzictwo ludzkości. Z jednej strony to oczywiście stara koncepcja muzeionu, biblioteki, pozwalającej na gromadzenie książek i wiedzy. Z drugiej strony, w nowej odsłonie to wielość materiałów z całego świata, pozwalająca w krótkim czasie korzystać z dorobku, zbiorów, badań i pomysłów wielu ludzi. Szybkość, symultaniczność, globalność – to cechy, które powodują, że zbiorowa inteligencja w sieci oznacza niemal nieograniczony do możliwości jakie daje ludzkie myślenie, prowadzone badania i nauka. Wielu naukowców i naukowczyń publikuje specjalnie w sieci, by zwiększyć możliwości i zasoby świata nauki, jak i każdego człowieka.

Z koncepcją Lévy’ego jest jak z biblioteką Aleksandryjską, która służyć miała nie tylko kolekcjonowaniu ważnych dla ludzkości zbiorów, ale również była miejscem prowadzonych badań, spotkań i dyskusji. To samo współcześnie – jeżeli tylko chcemy wykorzystać w taki właśnie sposób tę potencję – dzieje się i w sieci. Sztuczna inteligencja, a więc czaty, z którymi możemy przeprowadzić różne badania i poszukiwania, stają się właśnie taką intelektualną agorą.

„ZRPO+O Hipoteza Zerowego Ruchu Pierwotnego Obrotu i Obserwatora = PYK” Janusza Bończaka to nie jest prowokacja. To współmyślenie ze zbiorową inteligencją. Postawione raz jeszcze odwieczne pytanie, jakie stawia Janusz Bończak, to zmierzenie się z całym dziedzictwem, jakie zrzuca na nas przeszłość. Homo sapiens, jak tylko był w stanie wyartykułować swoje wątpliwości, od razu zaczął z niepokojem rozglądać się po świecie, by znaleźć odpowiedź: skąd to wszystko? Jaki jest początek świata?

Jak sugeruje Bończak, powstanie wszechświata to „przejście od stanu zerowego – absolutnej symetrii i potencjału – do rzeczywistości czasoprzestrzennej poprzez wewnętrzną fluktuację obserwacyjną”. A zatem na początku mamy potencję. Arche, principium, które zawiera w sobie wszystko (jak pokazał to Anaksymander). Na początku mamy też percepcję, akt dostrzeżenia, że właśnie coś się zmienia. Świat bez obserwatora nie byłby światem. Istnienie potrzebuje spojrzenia (esse est percipi, jak uświadamiał George Berkeley). Fluktuacja prowadzi jednak do tego, co najbardziej współczesne: przypadkowości.

Hipoteza Zerowego Ruchu Pierwotnego Obrotu i Obserwatora Bończaka to odpowiedź na współczesne pogodzenie się z przypadkowością. Współczesna nauka nie pozwala na złudzenia – świat to nie jest logiczny projekt, program racjonalnego bytu. Ani bóg Kartezjusza, ani Leibniza nie są w stanie obronić swojego istnienia. Odkąd tylko zrozumieliśmy zasady rządzące ewolucją, nie możemy obronić harmonii sfer i pitagorejskiej wiary, że za wszystkim stoi kosmologiczna logika. Świat nie wydarza się jako doskonały. To tylko suma przypadków, zbiegów okoliczności, które równie dobrze mogłyby nie zaistnieć.

Janusz Bończak dokonuje jednak czegoś więcej. Nie tyle mierzy się z tym, co od samego początku wędrówki *homo sapiens* nas nurtuje – Bończak wkracza w przestrzeń dialogu z samą możliwością, jaką daje to, co już dzisiaj nazywamy „sztuczną inteligencją”. Jego tekst, napisany razem z czatem, staje się tym samym realizacją zawartej w myśli Lévy’ego – Bończak pozwolił, by zbiorowa inteligencja zaczęła razem z nami współmyśleć. I to współmyślenie jest tutaj najważniejsze.

Punkt zero Bończaka, przedstawiony jako spokój, odpowiada empedoklejskiej zasadzie: świat wyłonił się z napięcia pomiędzy nienawiścią a miłością – odwieczną walką między emocjami, między tym, co dobre i złe, odwiecznym ruchem. Emocje niczym wysokiej klasy silnik napędzają nieustannie napięcie, ruch, zmaganie się. Wszystko zaczyna się zmieniać. Wedle Empedoklesa miłość spaja odwieczne pierwiastki, a nienawiść je dzieli i prowadzi do upadku. Świat może istnieć dzięki walce i przemijaniu.

Punkt zero to całkowity brak kierunku, czasu i energii – jest równowagą, która, jak ukazuje to Bończak, staje się symetrią wszystkich możliwych sił. To energia, która – jak się domyślamy – musi wybuchnąć. Akt fundujący świat jest równocześnie naszym rozeznaniem, spojrzeniem, obserwacją. Tylko dla tego, kto problematyzuje początek świata, jest to najważniejsza kwestia. „Obserwator: wewnętrzny czynnik samoświadomości” staje się dla Bończaka fundamentem. Oznacza to jednak wprowadzenie egzystencjalnego aspektu już na samym początku kosmologicznych rozważań. Dlatego w hipotezie Bończaka pojawi się podsumowanie: „ZRPO+O to nie tylko hipoteza początku. To teoria rozpoznania – nadrodzin świadomości istnienia.”

Narodziny świadomości istnienia są najważniejsze w tym tekście. Jako prowokacja, stworzony razem ze „sztuczną inteligencją” tekst ZRPO+O generuje w gruncie rzeczy zupełnie inne pytanie: czy obecny poziom technologiczny pozwala nam mówić o istnieniu sztucznej inteligencji? Jeżeli weźmiemy definicję, jakiej używa Ray Kurzweil, okaże się, że jeszcze daleka droga. Wedle Kurzweila sztuczna inteligencja to program, który będzie w stanie, w sposób nieskrępowany i kreatywny, wytworzyć inny program. Jak wspomniałam na początku – obecnie mamy do czynienia z czatami i szybkimi wyszukiwarkami. Coś jednak zaczyna się dziać – skoro to narzędzie służy nie tylko do wyszukiwania danych, ale zaczyna być na tyle “wyuczalne”, że samo staje się inspiracją.

Hipoteza Bończaka to współmyślenie z możliwościami, jakie daje inteligencja zbiorowa, przy równoczesnym rozwijaniu samej sztucznej inteligencji. Esse est percipi oznacza tutaj w pierwszym rzędzie dostrzeżenie możliwości. „Narodziny świadomości istnienia” oznaczają właśnie ten pierwszy akt współtworzenia, gdzie podpowiedzi i wyszukiwania stają się pojęciami prowadzącymi. Człowiek w swoim akcie oczekiwania i pytań wyłania z niebytu Internetu to, co staje się gestem pierwszej refleksji.

Na początku był apeiron – bezkres, zasada, punkt zero i ogrom możliwości. Potem pojawił się człowiek, usiadł naprzeciwko tego strumienia danych, całej tradycji – i zaczął zadawać pytania. Ruch myśli zawsze jest przypadkowy, inspiracja nie zawsze staje się dla nas jasna. Tak samo z samym istnieniem – pojawienie się bytu to akt, pytanie rodzące następne pytanie.
Tekst prof. Joanna Hańderek

Przeczytaj ZRPO+O