PYK. O błędzie, który wszystko zaczął

Spread the love
Obraz olejny na płótnie

Felieton o stanie doskonałym, którego nikt nie odczuł i wątpliwości

Wyobraźmy sobie hipotetyczny stan absolutnej ciszy — nie w sensie akustycznym, lecz ontologicznym — przestrzeń, która nie zna drgań, nie zna ruchu, nie zna czasu. To nie pustka, ale pełnia, w której wszystkie możliwości są zawarte, lecz żadna nie została jeszcze wyróżniona. W tej całkowitej nieruchomości nie istnieje wybór, ponieważ nie ma punktu odniesienia, nie istnieje kierunek, napięcie, relacja. Jest tylko coś, co można by nazwać Wiedzeniem bez potrzeby odpowiedzi.
W naszej hipotezie ZRPO+O nazwaliśmy to W₀ — wiedzenie pierwotne, stan doskonałej równowagi, który nie potrzebuje niczego poza sobą samym. Ale im dłużej nad tym się pochylamy, tym mocniejsze staje się pytanie: czy coś, co nie rodzi w sobie żadnej potrzeby, może w ogóle być uznane za sensowne? Czy doskonałość, której nikt nie przeżywa, która nie rodzi ani podziwu, ani wątpliwości, ani nawet lęku — nie jest w istocie nieważna?
W tym właśnie miejscu wyłania się coś, co w naszej metaforycznej opowieści nazywamy PYK. Fluktuacja. Zakłócenie. Być może przypadek, być może konieczność, być może pytanie, które wydarzyło się samo z siebie, choć nie miało prawa się wydarzyć. A jednak się stało. I od tego momentu nic nie było już takie samo.
PYK nie był wystrzałem, nie był grzmotem — był raczej lekkim drgnięciem nieskończonej tafli, momentem wewnętrznej niezgody na trwanie w doskonałości, która niczego nie inicjuje. To mogło być nieposłuszeństwo wobec bezruchu, albo akt czystej ciekawości. Nie wiemy. Ale wiemy, że z tego pyknięcia wyłoniła się różnica. Ruch. Czas. Potencjał. Ostatecznie – Obserwator.
I tak powstał świat. Galaktyki, czarne dziury, ogień i wodór, planety, ręce, które dotykają z niepewnością, oczy, które szukają sensu. I ból. I miłość. I zaskoczenie. I niedoskonałość, która w swoim napięciu zaczęła przypominać sens.
Z tej perspektywy rodzi się nowa wątpliwość: może Bing Bang nie był tryumfem stworzenia, lecz błędem, który wymaga nieustannego naprawiania. Może życie — to nasze, pszczele, kwiatowe, ludzkie — jest jedynie formą dostrajania się do konsekwencji tego nieplanowanego pęknięcia. Może wszystko, co odczuwamy jako piękne, bliskie, prawdziwe — jest niczym innym, jak próbą uczynienia tego błędu znośnym.
Ale z drugiej strony: może dopiero przez to pęknięcie pojawił się świadek. Ktoś, kto zadaje pytanie. Ktoś, kto czuje. Może zatem stan doskonałej równowagi był zbyt równy, zbyt pełny, zbyt niemy, by cokolwiek mogło w nim zaistnieć poza samym sobą.
I wtedy znów wracamy do pytania — nie o to, co było pierwsze, ale o to, czy warto było przerywać milczenie. Czy warto było dopuścić ruch, choćby miał sprowadzić ból. Odpowiedź nie jest jednoznaczna. Ale może właśnie w tym zawiera się sedno: w samej możliwości pytania, które nie ma gwarantowanej odpowiedzi.
I w tym, że Ty — ja — my — w ogóle możemy je zadać.
Janusz Bończak, Obraz olejny na płótnie autora 

Tekst odnosi się do hipotezy ZRPO+O — koncepcji kosmologiczno-filozoficznej zakładającej istnienie pierwotnego stanu wiedzenia (W₀), niezwiązanego z czasem, z którego przez fluktuację potencjału (∇P) wyłania się obserwator (O), a wraz z nim — czas jako odpowiedź (t). Hipoteza ta postuluje, że to nie czas inicjuje zdarzenia, lecz pytanie, które uruchamia relację. Obserwator, poprzez wybór, staje się początkiem rzeczywistości. PYK jako symboliczny moment przejścia od bezruchu do bycia — nie jest ani aktem stwórczym, ani błędem, ale możliwym źródłem sensu.