Elektromobilność
To przyszłość motoryzacji. Również w Polsce.
Rewolucja w motoryzacji dzieje się na naszych oczach. Elektryfikacja transportu staje się jedyną przyszłością przemysłu samochodowego i determinuje zmiany które sprawią, że auta, jakie dziś znamy, wkrótce odejdą do lamusa. Z zjawiskiem tym z całą pewnością będziemy mieć do czynienia również w Polsce, mimo że nasz kraj jest obecnie w Europie drugiej prędkości pod względem rozwoju elektromobilności.
Każdy z nas przyczynia się do zmian
U źródeł rozwoju elektromobilności leżą zjawiska globalne i geopolityczne, takie jak rosnąca świadomość ekologiczna oraz znaczenie dywersyfikacji dostaw surowców energetycznych w strategii wielu państw. Jednak każdy z nas przyczynia się do rozwoju tego trendu, gdyż każdy kilometr pokonany przez nas samochodem o klasycznym napędzie powoduje uwalnianie się w procesie spalania od 120 do 250 gramów szkodliwych gazów, takich jak: dwutlenek węgla, tlenek azotu czy tlenek siarki. Pokonując samochodem o klasycznym napędzie dystans 30 kilometrów, emitujemy takie stężenie dwutlenku węgla, które średniej wielkości drzewo będzie usuwać przez rok. Podróżując samochodem spalinowym z Krakowa do Gdańska i z powrotem, wyemitujemy około 1/3 tony CO2.
Liczba samochodów na świecie już kilka lat temu przekroczyła miliard. Ostrożne szacunki wskazują, że do roku 2040 ilość ta podwoi się. Największy wzrost liczby samochodów spodziewany jest w krajach rozwijających się, takich jak Indie czy Chiny. Jak wskazuje Światowa Organizacja Energii, proces gwałtownego rozwoju motoryzacji w Chinach ruszył kilkanaście lat temu i postępuje w bardzo szybkim tempie – w roku 2000 na 1000 Chińczyków przypadały zaledwie cztery pojazdy, w 2010 już 40, a 2035 będzie ich 310.
W samej Polsce zarejestrowanych jest około 20 milionów samochodów, w zdecydowanej większości o napędzie spalinowym. Na 1000 Polaków przypada 600 samochodów, co jest wyższym wskaźnikiem od średniej europejskiej, wynoszącej 564 pojazdy. Z tego punktu widzenia Polacy są silniej zmotoryzowani niż Francuzi, Hiszpanie czy Szwajcarzy. Niestety, jesteśmy również europejskim liderem statystyk dotyczących pojazdów 20-letnich i starszych w naszym parku maszynowym.
Brak podjęcia globalnych i strategicznych kroków w celu zmiany sposobu napędzania samochodów spowoduje, że emisja dwutlenku węgla przez transport drogowy zwiększy się co najmniej dwukrotnie, co przyczyni się do gwałtownego pogarszania się i tak już katastrofalnej sytuacji.
Świat postawił na elektromobilność
Rozwój transportu nisko- i zeroemisyjnego stał się jednym z priorytetów polityki środowiskowej w wielu krajach świata, w tym w Unii Europejskiej. Przemysł motoryzacyjny wszedł na drogę elektromobilności już na dobre, a proces ten widoczny jest na naszych oczach – w 2018 roku na światowych drogach poruszało się ponad 3 miliony elektrycznych pojazdów, z czego 30% wprowadzono do eksploatacji w ciągu ostatniego roku. Szacuje się, że w ciągu najbliższych lat roczna sprzedaż samochodów elektrycznych zwiększy się czterokrotnie i będzie stanowiła 5% całego rynku.
Elektryfikacja transportu stała się jednym z filarów polityki energetycznej Unii Europejskiej, której organy nakładają coraz surowsze normy emisji CO2 dla samochodów osobowych i dostawczych – w przyjętym w kwietniu 2019 roku rozporządzeniu 2019/631 wskazuje się, że od 2030 r. nowe samochody osobowe mają emitować średnio 37,5% mniej CO2 niż w 2021 roku, a redukcja ma być rozdzielona między producentów aut według średniej wielkości ich parku maszynowego. Rozporządzenie wpisuje się w ramy polityki „Czystej Mobilności”, projektu realizującego porozumienie paryskie oraz w szerszy kontekst klimatyczno-energetycznej strategii UE, która docelowo ma skutkować drastycznym spadkiem zapotrzebowania
na paliwa kopalne.
Elektromobilność jest strategicznie wspierana przez rządy wielu państw, a koncerny motoryzacyjne wydają fortuny na przestawienie swojej produkcji na samochody ekologiczne.
Rząd Francji przeznacza 2 miliardy euro na budowę miliona stacji ładowania, a zmiany w prawie mają powodować, że ich montaż będzie obowiązkowy w każdym nowo zbudowanym domu. Brytyjski rząd zapowiedział, że w ramach dekarbonizacji od 2040 roku każde nowo sprzedawane auto na Wyspach będzie musiało przejechać bez użycia silnika spalinowego minimum 50 mil. Rząd Norwegii dąży do całkowitego wyeliminowania sprzedaży aut spalinowych od roku 2025.
Koncern Volkswagena tak mocno wierzy w elektryczną przyszłość motoryzacji, że do 2023 roku zainwestuje rekordowe 30 miliardów euro w elektromobilność. Koncern BMW do 2023 roku planuje wprowadzić na rynek 25 w pełni elektrycznych pojazdów. Jak wynika z badań agencji Reutera z 2019 roku – w ciągu najbliższych 5-10 lat firmy motoryzacyjne planują przeznaczyć 300 miliardów dolarów na rozwój techniki związanej z samochodami elektrycznymi.
Blaski i cienie elektryfikacji transportu
Przyszłość motoryzacji należy więc do elektromobilności. Oczywiste korzyści napędu elektrycznego, takie jak większa wydajność silników, zerowa emisja cząstek stałych czy zmniejszenie hałasu nie mogą jednak przysłaniać pojawiających się wątpliwości co do ogólnego wpływu elektryfikacji transportu na środowisko naturalne. Wskazuje się przede wszystkim na sposób produkcji akumulatorów, konieczność zapewnienia większego zapotrzebowania na energię elektryczną oraz rozwiązania problemu z utylizacją baterii.
Stosowane w samochodach elektrycznych baterie litowo-jonowe wytwarzane są przede wszystkim z kobaltu, niklu i grafitu. Elektryfikacja transportu z całą pewnością przyczyni się do wzrostu popytu na te metale. Jedna bateria do samochodu osobowego wymaga wydobycia 10 kg kobaltu – tysiąc razy więcej niż jest to potrzebne do wytworzenia baterii do współczesnego smartfonu. Szacuje się, że po roku 2050 zapotrzebowanie na lit wzrośnie o blisko 3000%, na kobalt o blisko 2000% i ok. 500% na grafit.
Zwiększenie popytu na kobalt oznaczać będzie konieczność sięgania po niego z pokładów znajdujących się pod dnem morskim, co implikować może trudne do oszacowania szkody naturalne.
Pozyskiwanie niklu negatywnie oddziałuje na środowisko naturalne – podczas transportu jego rud uwalniają się pyły zawierające ładunki toksycznych metali, a emitowane podczas obróbki i wydobycia surowca zanieczyszczenia wpływają na zwiększone występowanie wad wrodzonych i chorób układu oddechowego. Dodać do tego należy ogromne zapotrzebowanie na wodę oraz zatrucie rzek.
Do największych producentów metali potrzebnych do produkcji baterii należą: Chile, Argentyna, Chiny, Kongo, Indie oraz Brazylia – kraje, w których normy dotyczące ochrony środowiska znacznie odbiegają od regulacji europejskich.
Wraz ze wzrostem liczby elektrycznych pojazdów zwiększy się zapotrzebowanie na energię elektryczną – szacuje się, że w roku 2040 baterie samochodowe będą gromadziły w sobie blisko 60% całej magazynowanej na świecie energii elektrycznej. Sposób pozyskiwania energii w danym kraju w znacznym stopniu determinuje sens transformacji w kierunku gospodarki niskoemisyjnej. W Norwegii, europejskim liderze elektromobilności i pierwszym państwie, w którym sprzedaż aut elektrycznych była wyższa niż spalinowych, 98% energii elektrycznej pochodzi ze źródeł odnawialnych, przede wszystkim z elektrowni wodnych.
Biorąc pod uwagę sposób pozyskiwania energii elektrycznej w krajach takich jak Polska, kluczowy staje się rozwój odnawialnych źródeł energii. Fakt, że elektrownie znajdują się z dala od obszarów gęsto zaludnionych i możliwe jest lepsze wdrażanie środków kontroli zanieczyszczeń niż w przypadku poszczególnych samochodów spowoduje poprawę powietrza w miastach, ale nie zrealizuje kluczowego postulatu, jakim jest ograniczenie emisji do atmosfery.
Szacuje się, że do roku 2025 pojawi się nawet 11 milionów ton zużytych baterii samochodowych. Utylizacja zużytej baterii to ok. 1 euro za kilogram, a odzyskanie litu z ogniw jest aż pięciokrotnie droższe niż jego wydobycie – 1 tona odzyskanego litu wymaga bowiem przetworzenia aż 28 ton zużytych baterii. Biorąc pod uwagę fakt, że rozwój branży spowoduje zwiększenie popytu na surowce, kluczowa wydaje się podnoszona przez Europejską Agencję Środowiska konieczność prawnego uregulowania procesu recyklingu kluczowych elementów pojazdów eklektycznych. W tym kontekście nie można tracić jednak z pola widzenia, że samochody elektryczne mają ok. 50% mniej części mechanicznych niż pojazdy spalinowe, co znacząco wpływa na koszt ich serwisowania i konieczność utylizacji zużytych części, smary, oleje czy filtry.
Klamka zapadła
Biorąc pod uwagę skalę środowiskowych uciążliwości przy wytwarzaniu i użytkowaniu pojazdów o napędzie elektrycznym, trudno dziś realnie oszacować, na ile przepięcie transportu drogowego na elektryczny finalnie wpłynie na środowisko naturalne in genere. Uwzględniając jednak ogólnoświatowe trendy ekologiczne, kurczenie się zapasów paliw kopalnych, inicjatywy legislacyjne podejmowane na szczeblu międzynarodowym, unijnym i krajowym, poczynienie przez koncerny samochodowe olbrzymich inwestycji w rozwój nowej technologii, koniec ery samochodów spalinowych i nastanie epoki mobilności elektrycznej jest już przesądzone.
Tekst Piotr Andrzej Zając,
fot. Janusz Bończak, archiwum
Piotr Andrzej Zając – radca prawny w Kancelarii Mikulski i Wspólnicy specjalizujący się w prawie gospodarczym i regulacjach unijnych, doktorant z zakresu prawa europejskiego, odbył staż w Parlamencie Europejskim w Brukseli oraz
w Ministerstwie Sprawiedliwości.