Czy przemoc ma płeć?
Feminizm „lubi” się pokazywać ze swojej skrajnej strony. To dosyć mocno zaburza prawdziwy osąd dotyczący jego istotności. Pierwsze wzmianki o feminizmie, które do mnie dotarły w okresie gimnazjalnym, były nieśmiesznymi memami. Ich ogólne przesłanie głosiło, że wszystko związane z feminizmem powinno wyginąć przed dinozaurami, ponieważ nie jest to doktryna dla ludzi. Niestety i ja dałam się po części wplątać w takie rozumowanie. Dla jasności, nigdy nie uważałam naszej płci za gorszą – kobieta, która mnie wychowała, nieraz dostarczała powodów, które ukształtowały moją niewzruszalną opinię na ten temat. Nie lubiłam jednak feministek (jak się później okazało, wyłącznie tych ekstremistycznych), ponieważ kojarzyły mi się z niepotrzebnym gniewem i poglądami w stylu: „wszyscy mężczyźni powinni zniknąć”. Z dużą dozą prawdopodobieństwa mogę stwierdzić, że moja percepcja świata była nieprawidłowa –miałam przecież tylko wówczas trzynaście lat.
Tak czy inaczej, moje subiektywne odczucia zaprowadziły mnie wówczas w osobliwe zakamarki Internetu. Jako przeciwniczka feministek zaczęłam się interesować społeczną rolą mężczyzny – pierwszego wroga kobiecej idei, bo tak wówczas go postrzegałam. Gdy minęło kilka lat, ponownie przeanalizowałam swoje poglądy w oparciu o ówczesne doświadczenia. Doszłam do mało odkrywczego wniosku, że skrajności występują wszędzie – nie należy na ich podstawie oceniać wartości żadnych doktryn. Polski ruch skierowany do kobiet jest wręcz konieczny dla utrzymywania pewnego status quo, który został wyegzekwowany działalnością aktywistek w przeszłości. Mój błąd poznawczy wynikał także z powodu pewnej przykrej powszechnej tendencji do zapominania, że brak barier w samodzielnym egzystowaniu kobiet to zasługa wcześniejszych pokoleń działaczek, które poświęciły swoje (nierówne z męskim) życie. To właśnie dzięki nim ja dzisiaj mogę sama decydować o sobie. Zawsze, gdy o tym myślę, przypomina mi się biblijna przypowieść o talentach. Sytuacje opisane w Piśmie Świętym oraz działalność pierwszych feministek mają wiele punktów wspólnych. Odnoszę wrażenie, że jeżeli Bóg podarował mi kilka talentów, to dopiero XX wiek stworzył podwaliny rzeczywistości, w której mogę je pomnażać. Zbyt często kobiety przeoczają, że ich podmiotowość prawna nie jest trwającą kilka tysięcy lat oczywistością.
Stwierdzenie „przemoc ma płeć” jest krzywdzącym uproszczeniem, które tylko częściowo oddaje skomplikowanie tego zjawiska. Nie próbuję zaprzeczyć, że statystycznie częściej ofiarą przemocy pada kobieta, a jej oprawcą jest mężczyzna. Tak właśnie jest, aczkolwiek wspomniane wyżej hasło sugeruje, że źródłem przemocowej natury jest… bycie mężczyzną. Tymczasem agresywny i zdolny do przemocy charakter to coś bardziej skomplikowanego niż płeć. Nieważne, jak bardzo będziemy podkreślać, że tak skonstruowane stwierdzenia dotyczą tylko „tych złych mężczyzn” – urodzonych z taką naturą, bądź tych, którzy tak się ukształtowali na drodze życia – a ci dobrzy mogą spać spokojnie. Moje hipotezy nie usprawiedliwiają katów. Poza nosicielami cierpienia i krzywd na tym świecie istnieją jeszcze mali chłopcy. Wersje przyszłych mężczyzn. Wersje, które będąc programowane przez społeczeństwo wspomnianymi hasłami, wyrosną na tyranów. Jak można oczekiwać, że ktoś nie wyrośnie na agresora, jeżeli dochodzą do niego sugestie, że tak właśnie jest? To dotyczy nie tylko obcych dzieci, ale także Twojego młodszego brata, kuzyna czy synka Twojej siostry, którego tak bardzo kochasz. Będą wyrastać karmieni poczuciem winy za błędy innych mężczyzn, których popełnienie nie wynika z płci. Cóż za paradoks. Czy właśnie o to chodzi w budowaniu świata przyjaznego ludziom? Ktoś powie – no przestań, to tylko kilka słów. Przypominam, że Bóg w Księdze Rodzaju także rozpoczął stworzenie świata od „kilku słów”. „Kilka słów” może powodować konflikty, życiowe tragedie, ale także sprawić, że czyjś dzień będzie miły.
Przemoc w aspekcie podmiotowym cechuje się posiadaniem sprawcy oraz ofiary. Między tymi dwoma jednostkami zachodzi relacja nadrzędność-podrzędność – jest to powtarzająca się cecha relacji przemocowych, którą można uznać za pewnik. Nie należy jednak bagatelizować faktu, że podrzędną osobą w tej relacji może być także mężczyzna. Pomyślmy tylko, ilu przemocowych przedstawicieli „płci równie pięknej” ukształtowało się w wyniku agresji ze strony matki? Jak to jest, że walka z kulturą gwałtu opiera się przede wszystkim na zmianie funkcjonującego stereotypu, że przestępstwu zgwałcenia zazwyczaj towarzyszy ciemna uliczka i nieznany gnębiciel, a nie podejmujemy walki z błędną hipotezą, która zakłada, że mężczyzna nie może zostać zgwałcony, albo że mężczyzna nie może być ofiarą przemocy? Jeżeli ktoś zakłada, że istotą kobiety jest zdolność do łagodzenia obyczajów, to widocznie nie obserwował ostatnich w Polsce demonstracji. I o ile pewna doza awanturniczości i okazania gniewu w walce o prawa obywatelskie jest zupełnie naturalna – i według mnie przepiękna – o tyle ta sama zdolność do ofensywy, która rodzi przemocowe zachowania, jest zawsze tak samo niemoralna. Bez względu na płeć. Hasło, które wiąże się z przemocą, jest wadliwe i ukrywa kilka znaczących faktów – należy odrzucić i zaprzestać używania go w przestrzeni publicznej. Jeżeli język kształtuje rzeczywistość – dlatego przecież używamy feminatywów – to jesteśmy odpowiedzialni za precyzyjny przekaz komunikatu. Nie będzie wystarczające dla mnie dodanie informacji, napisanej drobnym druczkiem, że nie chodzi o wszystkich mężczyzn.
Po różnych doświadczeniach z maskulizmem oraz feminizmem w mojej głowie pojawił się jeden pewnik. Idee egalitarne nie mogą dopuścić do unikania pełnego poznania płci przeciwnej. Kiedyś spotkałam się ze stwierdzeniem, że „nie interesują mnie mężczyźni, którzy uważają feministki za wariatki – mam ich w nosie”. Pewność siebie jest oczywiście wskazana wobec patriarchalnych buców, jednakże do takiego rozumowania wkrada się błąd logiczny. Nie stworzymy świata przyjaznego kobietom, jeżeli nie uwzględnimy w nim mężczyzn – nie zaczniemy ich słuchać i „będziemy ich mieć w nosie”! Co jest lepsze – narzucić szacunek do praw człowieka z uwagi na jego płeć pod groźbą kary czy sprawić, że jednostki wykształcą w sobie nawyk równego postrzegania płci? Obydwie wizje są skuteczne, ale tylko jedna trwalsza. Problemu kobiet nie rozwiąże stworzenie matriarchatu o walorach patriarchatu (którym podobno należy gardzić) – a wręcz przeciwnie, spowoduje to tylko nowe przewroty społeczne, których rozpoznawalnymi inicjatorami będą sufrażyści. I tak będzie trwać gonitwa rewanżu za rewanżem, ataków za odwety. Tak będzie ciągnęła się walka, której nigdy nie poprzedzi dialog. Angażujmy się w starcia przeciwko niekorzystnym zjawiskom i problemom, a nie ludziom.
Tekst Julia Bochenek, korekta Aleksandra Marczuk
W grafice wykorzystany element Jose R. Cabello z Pixabay
Wspieraj Istotę – wpłać datek. Ogłoś się na łamach naszej strony.
Zapraszam do przeczytania tekstu napisanego w odpowiedzi przez dr hab. prof. UJ Joanna Hańderek
Pingback: Płeć przemocy – Magazyn ISTOTA