Ryneczek targowy
Rozwój człowieka można określić po rozszerzających się kręgach jego życia. Pierwszy wyczyn samodzielnie się ubrać, zasznurować buty i wyjść z domu. Drugi moment przełomowy to przyjaźnie zawierane poza domem. I tak kręgi jak na wodzie rozszerzają się miarowo: dom-rodzina, ulica, szkoła-grupa rówieśnicza, studia, pierwsza praca-nowa przestrzeń do życia. Idziemy coraz dalej od domu, dzielnicy w której się wychowaliśmy, miasta w którym spędziliśmy dzieciństwo, czasami państwa, które było naszą ojczyzną. Im bardziej rozszerzają się nasze kręgi tym większy robi się horyzont naszego życia.
Czasami tylko poszukujemy drugiego, tego, z kim poczujemy się swojsko. W naszym miejscu na ziemi, nie ważne czy tym, w którym się wychowaliśmy, czy w tym, które sobie wybraliśmy do życia, chcemy się zadomowić. Znajomi nieznajomi, znani i nie znani. Wolimy mieć świat oswojony, z ludźmi dookoła, których znamy choćby z widzenia. Człowiek jest istotą stadną dlatego bardzo potrzebuje oswajać świat przez obecność innych ludzi, przez ich akceptację, koleżeństwo, przyjaźń czy tylko znajomość. Poczucie swojskości jest naszą koniecznością.
Nieważne czy to miasto czy wieś, rynek, miejsce centralne, przyciąga jak magia. Miejsce gdzie można spotkać znajomych nieznajomych, doświadczyć tożsamości, mieć świadomość, że tuż obok jest nasz dom. Miejsce gdzie codziennie przechodząc wiemy, co zastaniemy. Nasze ulice, kamienice, nasza ławeczka, wiewiórki w parku i pani sprzedająca nam obwarzanki, która dobrze wie, że te wypieczone są lepsze. Rutyna może i nudzi ale i koi. Poukładany świat w domowych barwach.
Ryneczek, specyfika społecznego życia. Targi miejskie i wiejskie, lokalne specjały, kuchnia domowa, zaprzyjaźniona pani dobrze wie, że dla nas nie ser a pasta z bobu, pan, który zawsze znajdzie dla nas najładniejsze pomidory. Targowisko codzienności, tutaj wydarza się coś więcej niż tylko sprzedaż. Każdy rynek i ryneczek to przestrzeń wydarzenia naszej społeczności. Szybkie rozmowy, ukradkowe spojrzenia, czułe powitania ze znajomymi spotkanymi przez przypadek, zdziwienie, że dziecko tak bardzo się zestarzało i chodzi swoimi ścieżkami. Plotki, ploteczki, nowinki, a pomiędzy tym pietruszka i jeszcze trochę koperku, ach gdzie ten koperek? Czasami wychodzi się tylko po marchewkę a wraca z kotem, którego nikt nie chciał, a starszy Pan nie miał siły zajmować się kolejnym zwierzątkiem. Czasami idzie się na spacer i tak jakoś dziwnie wraca ze starą książką, albo z jabłkami, z których i tak nie zdąży zrobić się szarlotki.
Ryneczek, misterium codzienności. Lokalność żyje swoim rytmem. W świecie współczesnym, w którym na wyciągnięcie ręki w supermarkecie mamy awokado i truskawki zwożone z całego świata przez wszystkie pory roku, mały lokalny targ może wydawać się niedorzecznością. Tylko, że w tej lokalności jest największa nasza szansa. Szczypiorek i ziemniaki, które nie przebyły setek kilometrów z innego kraju nie pozostawiają tak ogromnego śladu węglowego. Nadal możemy mieć na talerzu pełno i smacznie, ale bez tak ogromnego obciążenia świata.
Kryzys klimatyczny zaczął się już na dobre. Pogoda z oszalałą siłą upomina się o naszą uwagę, my jednak nadal trwamy w swojej konsumpcyjnej ślepocie. Jak nie kupić? Jak sobie odmówić? Wystarczy jednak wrócić do dawnych praktyk. One nie są takie złe i takie trudne. Tak naprawdę w lokalności czeka na nas dawne zadomowienie w świecie. Zakupy robione lokalnie to wielka szansa by nie zatruwać tak świata i odbudowywać nasze wzajemne więzi, poznać tych, którzy tuż obok pracują i żyją. Integracja społeczności, wspólne praktyki i rytuały wzmacniają naszą świadomość. Lokalność gdy staje się jednością, kiedy zmierza do współpracy staje się najlepszym remedium na wielkie zanieczyszczenie świata. Kryzys klimatyczny już trwa i od nas zależy jak daleko zabrną jego katastrofalne skutki. Dlatego nawyk by liczyć ślad węglowy jest bardzo ważny, tak samo jak wspieranie lokalnego rolnictwa i rękodzieła. Jeżeli uda nam się przetrwać to tylko dzięki współpracy.
W globalnym świecie jesteśmy przyzwyczajeni, że wszystko mamy na wyciągnięcie ręki. Tylko, że nie jest to niebezpieczne przyzwyczajenie. Oprócz śladu węglowego oznacza często wycinanie lasów pod uprawę rolną, po to tylko by dostarczyć nam nowych smaków, innych produktów, niż te, do których byliśmy przyzwyczajeni w naszej kulturze. Cały szereg potraw, jak i kuchni świata, staje się naszą codziennością. Cena tego jest jednak jedna: oznacza globalne ocieplenie. Powrót do lokalnych produktów, lokalnego rynku to powrót z jednej strony do domu, a z drugiej to działanie na rzecz klimatu. Dwa w jednym robimy coś dla siebie, gdyż robi się nam swojsko i robimy coś dla świata oszczędzając Matce Gai kolejnej emisji dwutlenku węgla, czy zużycia surowców nieodnawialnych.
Kręgi rozszerzające się na wodzie. Dziecko uczy się gdzie jest jego dom, ulica, miasto, państwo, dorosły człowiek rozszerza swoje horyzonty. Czasami jednak dobrze jest wrócić do domu, do prostoty codzienności, do siły lokalnych relacji i przyzwyczajeń. Dobre jest to i dla nas, i dla przyszłych pokoleń. Świadomość wegańska nie musi być i nie jest świadomością wyrzeczeń, to raczej spojrzenie w stronę naszego dzieciństwa.
Rynek, ryneczek to całe wydarzenie społeczne.
Tekst dr hab. Joanna Hańderek, prof. UJ, rys. Janusz Bończak
dr hab. Joanna Hańderek, prof. UJ, wykładowczyni w Instytucie Filozofii UJ. Zajmuje się filozofią kultury i filozofią współczesności. Od 2013 roku organizuje cykl wykładów i spotkań poświęconych różnym formom dyskryminacji społecznych „Kultura wykluczenia?”. Współredaktorka kwartalnika popularnonaukowego „Racje”, członkini Towarzystwa Humanistycznego, Akademickiego Stowarzyszenia przeciwko Myślistwu Rekreacyjnemu, Kongresu Świeckości, członkini rady głównej Kongresu Kobiet. Z kotką na kolanach pisze filozoficznego bloga https://handerekjoanna.wordpress.com