Pieseczek. Koteczek,,,

Spread the love

Pieseczek, koteczek, czasami bardzo, bardzo chcemy mieć obok siebie drugą istotę, marzymy o kontakcie, czułości, miłości, o byciu razem. Czasami zwierzęta pozaludzkie stają się substytutem tych potrzeb, a czasami to one właśnie są naszym marzeniem. Pies obok, kot na kolanach, chomik biegający w kołowrotku, czy ptaszek śpiewający w klatce. Takie marzenie by był ktoś obok. Niezależnie od naszych intencji, tych ukrytych czy jawnych, bardzo często to my właśnie jesteśmy sprawcami pojawienia się w naszym życiu psa albo kota. Oczywiście tak wiem, czasami życie nie wybiera i znaleziony kot w zaroślach ze sparaliżowaną łapką, albo pies wyrzucony na poboczu z samochodu po prostu same wpadną nam w ręce. Tak się dzieje. Takie życie. Pozostaje jedno.

Odpowiedzialność. Odpowiadam za. Odpowiadam na. Decyzja na całe kocie, psie, chomicze, czy papuzie życie. To ja odpowiadam za jego i jej zdrowie, to na mnie spoczywa odpowiedzialność za ich zadowolenie. To ja człowiek, nie dlatego, że taka jestem wyjątkowa, mądra i zdolna. Siła odpowiedzialności wynika z emocji. Jeżeli decydujemy się na bycie w stadzie z istotami pozaludzkimi to znaczy, że coś się stało, jakieś emocje zostały obudzone. Odpowiedzialność jest jedną z nich i nie można o niej zapominać. To my bowiem mamy klucze do drzwi, to my decydujemy gdzie i z kim jedziemy na wakacje, jak wygląda życie w naszym domu. A życie z psem, kotem, świnką morską czy gekonem nie jest już takie samo. Można spokojnie wyróżnić dwa etapy w naszym życiu przed i po psie, kocie, koniu, czy rybkach. Jaki by nie był nasz przyjaciel, przyjaciółka z futerkiem rudym czy czarnym, z łuskami czy piórami to staje się naszym celem. Odpowiadaniem na jego, jej obecność. Potwierdzaniem wzajemności.

Gdy bardzo chcemy, gdy bardzo marzymy o piesku albo kotku to w naszej głowie układa się taki piękny obraz sielanki: spacerów, radosnych powitań, ocierania się o nogi, mruczenia na naszych kolanach. Często nie widzimy tego, co dzieje się gdy zamykamy drzwi za sobą idąc do pracy. Samotny pies, zrozpaczony kot, poczucie porzucenia, lęk separacyjny. Potem jesteśmy sfrustrowani i źli z powodu pogryzionych kapci, podrapanych mebli, posikanej kołdry. Złości nas znaleziona za szafą kupa. Wariujemy bo za dużo jest szczekania, miałczenia, drapania, piór, kurzu, za dużo trzeba sprzątać, za dużo wychodzić na spacery. A nawet jak to przetrwamy to często nie jesteśmy przygotowani na naturalne zmiany.

Koteczek, pieseczek, szczeniątko, kociątko. Tylko, że czas szybko płynie. Nieuniknione: starość, niedołęstwo, choroby. To już nie szczeniaczek, ale ciężki pies, 40 kilogramów, które trzeba podnieść z podłogi, to już nie słodziaczek-kociaczek, ale senior posikujący po kątach. W instrukcji obsługi życia nawet do nas samych nie mamy dołączonej instrukcji co zrobić, gdy zaczynają boleć nas stawy, wysiada nam kręgosłup, męczy nas bezsenność, zapominamy słów, dookoła nas coraz więcej pogrzebów niż radosnych spotkań. Tak samo nie dołączono nam instrukcji obsługi życia naszego przyjaciela i przyjaciółki. A starzejemy się i umieramy tak samo, desperacko walcząc o godność i zachowanie siebie. Ten sam rodzaj poczucia, że gdzieś wszystko zostaje za nami. Nasz senior w domu, to nasze szczeniątko-kociatko. Jeszcze przed chwilą miało miękkie łapki i lekko odbijało się w skoku. Teraz powoli siada, ma kłopoty ze zdrowiem, niedowidzi i niedosłyszy. Nasz pies i kot starzeją się, tak jak my. Jeszcze jeden odcień odpowiedzialności.

Dr hab. prof. UJ Joanna Hańderek, wykładowczyni w Instytucie Filozofii UJ. Zajmuje się filozofią kultury i filozofią współczesności. Od 2013 roku organizuje cykl wykładów i spotkań poświęconych różnym formom dyskryminacji społecznych „Kultura wykluczenia?”. Współredaktorka kwartalnika popularnonaukowego „Racje”, członkini Towarzystwa Humanistycznego, Akademickiego Stowarzyszenia przeciwko Myślistwu Rekreacyjnemu, Kongresu Świeckości, członkini rady głównej Kongresu Kobiet. Z kotką na kolanach pisze filozoficznego bloga https://handerekjoanna.wordpress.com

Pandemia spowodowała, że dużo osób zapragnęło zwierzęcej obecności. Psy stały się niezwykle popularne, pozwalały wyjść z domu podczas lockdownu. Każde kolejne święta, okazja do dawania prezentów, to zachęta by wejść do sklepu zoologicznego i wrócić do domu z króliczkiem o rozkosznie kłapciastych uszkach, czy małą myszką o bystrych oczkach. Hodowle psów i kotów zachwalają swoje produkty, kuszą cenami, pokazują piękno albo prestiż możliwe do nabycia. Moda na rasy psów a to buldożki a to dalmatyńczyki, również kształtuje naszymi decyzjami. Początkowe emocje z nabywania i wprowadzania do domu zwierzęcia może przysłonić nam fakt, że to istota czująca, myśląca, że to domownik, domowniczka naszego domu. Nie zabawka, nie rzecz, nie przedmiot, nie piękny obiekt, nie element prestiżu. Czująca i myśląca istota, która tak jak my potrzebuje być sobą, realizować siebie, kochać, czuć miłość, być razem. Nasza potrzeba posiadania zwierzęcia, może nas nakierować na urzeczowienie. Posiadam, mam, moje. Tylko, że w relacji ze zwierzętami pozaludzkimi nie chodzi o posiadanie, tutaj mami nas język fałszywym pozorem urzeczowienia. W relacji ze zwierzętami chodzi o to by wejść jak najbardziej świadomie w bycie razem. To nie posiadanie a bycie. Nie mam psa, a jestem w relacji z. Nie posiadam kota, a jestem z nią/nim i wobec niego/niej.

Nie kupuj, adoptuj to piękna idea, ale powinna być rozwinięta: nie kupuj, adoptuj świadomie. W byciu z kryje się bowiem przeżycie choroby, starości i śmierci. W relacji zawiera się poszukiwanie wzajemnego zrozumienia, realizowania tego, co dobre dla istoty z którą jesteśmy związani. To również poświęcenie swego czasu, czasami i zmiana planów, ale przede wszystkim dawanie obecności, budowanie wspólnej przestrzeni i relacji wzajemności. A to nie łatwy proces, wymagający od nas wyjścia poza własny egoizm, otwarcia się na drugą istotę. To również bardzo bolesny proces, kochając psa czy kota musimy pogodzić się z ich starzeniem i odchodzeniem, musimy przeżyć ich cierpienie i śmierć. Pieseczek koteczek bardzo szybko staje się naszym przyjacielem/przyjaciółką, a potem czeka nas wspólna droga ich odchodzenia. I to jest bardzo ważna część tej naszej wspólnej relacji.

We współczesnym świecie nastąpiła klinicyzacja tego, co wcześniej uznaliśmy za nieprzyjemne. Choroba, tak samo jak śmierć zostały wyparte na społeczne obrzeża. Może dlatego właśnie nie radzimy sobie z pandemią, wypieramy jej istnienie i wolimy udawać, że to nas nie dotyczy? Nie potrafimy już, oduczyliśmy się już, radzić sobie z chorobą i śmiercią. Szpitale, hospicja i domy pogodnej jesieni usunęły z przestrzeni społecznej nasze przeznaczenie. Dlatego gdy zaczyna się choroba, czy starość psa, czy kota zbyt często przyjmujemy propozycję eutanazji. Pozbyć się tego, co niesie cierpienie stało się chorobą naszej kultury. Zbyt często przynosimy chore zwierzę do kliniki i wychodzimy pośpiesznie. Zapominamy, że to nasz przyjaciel, przyjaciółka, że jesteśmy tej relacji coś winni: zostać do końca, wejść razem na tę drogę. Nasi przyjaciele nas kochają i nas potrzebują, dlatego tak ważne jest byśmy im towarzyszyli w ich chorobie i ich agonii. To wymiar tego samego procesu, tej samej relacji. Nasz koteczek-pieseczek jest ciągle tą istotą, którą pokochaliśmy. Ponoć miarą naszego człowieczeństwa jest to jak traktujemy zwierzęta pozaludzkie. To ważne, również i w tym aspekcie cierpienia i śmierci. Może tu właśnie zaczyna się prawdziwa miłość: gdy opiekujemy się naszym seniorem/seniorką nie zważając na nasz smutek czy rozpacz? Może tu właśnie zaczynamy się my sami kiedy potrafimy być w pełnym wymiarze z drugą istotą?
Tekst dr hab. prof. UJ Joanna Hańderek, fot. Janusz Bończak