Zbyt wolno!
Nie rozwiążemy żadnego z problemów świata, jeżeli nie znajdziemy sposobów mówienia i działania, które obejmą potrzeby i interesy innych niż człowiek gatunków życia na Ziemi.
W Paryżu odbyła się kilka dni temu trzecia już konferencja poświęcona temu, jak ma się do chrześcijańskiej moralności to jak traktujemy zwierzęta. Co ważne, konferencja L’Eglise et les animaux. Quelle éthique animale chrétienne? zorganizowana została przez paryskich jezuitów, a to budzi nadzieję, że przysłowiowo powolne młyny kościelne w końcu zaczynają mielić tę sprawę. Najwyższa pora!
Chrześcijańskich organizacji zajmujących się obroną zwierząt przed nadużyciami ze strony człowieka jest wiele i działają od dawna. Jedno z nich : Fraternité pour le respect animal było współorganizatorem tego wydarzenia. Pierwsza w ogóle na świecie, założona w 1824 roku, organizacja broniąca zwierząt – The Royal Society for the Prevention of Cruelty to Animals ma swoje korzenie w chrześcijańskiej myśli etycznej. Od 90 lat działa na całym swiecie Catholic Concern for Animals, itd. itp.
Ale Kościół sam, jako instytucja, wciąż nie angażuje się w tę sprawę (nie licząc ostatnich, stanowczo zbyt ogólnikowych, napomnień Papieża Franciszka w encyklice Laudato si’). Załatwia ten moralny problem katechetycznym wskazaniem, że zwierząt nie należy dręczyć. Zasadniczo jest głuchy na bezmiar współczesnej ich eksploatacji. Na traktowanie wyzute z jakiegokolwiek należnego zwierzętom szacunku, zupełnie ślepe etycznie, co skądinąd jest wbrew innym zapisom tegoż Katechizmu. Ruszenie tej sprawy w Kościele, jest trzeba przyznać trudne, bo idzie wbrew nawykom ludzkości, która wymyśliła taki sposób utrzymywania się przy życiu, a potem rozmaitych „przyjemności” i przez tysiąclecia nie potrzebowała do tego niczyjego błogosławieństwa, a tym bardziej restrykcji.
Wydaje się, że już od swoich początków, chrześcijanie, głoszący miłość, miłosierdzie, pomoc najbiedniejszym, powinni realizować to także w odniesieniu do zwierząt. I byli tacy. Niestety dość szybko zostaną uznani za heretyków przez swoich współbraci lubiących jeść mięso, a też często nie mających wielkiego wyboru. To nie są usprawiedliwienia, to smutna konstatacja dziejów i egoizmów człowieka.
Czasy się jednak już dawno zmieniły, horror eksploatacji zwierząt ogromnieje, wyborów jest mnóstwo, i naprawdę najwyższa pora na ewolucję chrześcijańskiej myśli etycznej. Teologów moralnych, także duchownych, zajmujących się sprawą relacji człowiek-zwierzę stopniowo przybywa (to już nie tylko klasyk Andrew Linzey, ale m.in. : David Clough, John Berkman, Christopher Speck, SJ, Charles Camosy, Celia Deane-Drummond, Carmody Grey, Kurt Remele, Alison Covey, Elizabeth Johnson, Anton Rotzetter.), a że sprawa może oprzeć się o wspólny fundament – Pismo św., i może uwzględniać rozmaite tradycje, to jest to dobre pole do ekumenicznej współpracy. We wspomnianej konferencji brali udział teolodzy katoliccy, anglikańscy, protestanccy, a też zwykli duchowni i świeccy domagający się od swoich kościołów reakcji na krzywdę stworzenia.
O czym mówiono? O etyce ograniczonej gatunkowo, o pilnej konieczności moralnego uwrażliwiania na sprawę traktowania zwierząt, o przerażających dowodach na to, jak dalece zamknęliśmy oczy na los naszych mniejszych braci, o maksymalnie humanitarnym hodowaniu zwierząt, o ekologicznych konsekwencjach rozbuchanej konsumpcji produktów pochodzenia zwierzęcego, w postaci chorób, niszczenia środowiska, zaniku bioróżnorodności, zmian klimatycznych (hodowle zwierząt odpowiadają za ok. 14.5% wszystkich emisji cieplarnianych). Czyli także o tym, jak to zło dotyka wszystkich i godzi także w nasze, ludzkie, życie i przyszłość.
Tego samego dnia, równolegle sprawy ekologii integralnej, były dyskutowane w czasie kolejnej edycji konferencji Creatio Continua „Pandemia, klimat i «teologie» Zielonego Ładu” organizowanej w Krakowie. Niestety, na tej konferencji, pełnej skądinąd mądrych refleksji nad skutkami niezrównoważonego gospodarowania człowieka, mówiono tylko o skutkach tego dla człowieka. Dominowała, jakże znajoma, okropna zasada „wszystko o nas i dla nas”, nas – ludzi.
Jestem głęboko przekonana, że nie rozwiążemy problemu kryzysu ekologicznego patrząc tak czowieczoistycznie. Jeżeli nie znajdziemy języka i sposobów działania, które objęłyby potrzeby i interesy także innych gatunków życia na Ziemi, nie rozwiążemy, ani tego ani żadnego innego problemu. Etyczność można sobie dowolnie teoretycznie ograniczać i dekretować, ale sumienie pozostaje jedno.
Mam wielką nadzieję, że następna konferencja Creatio Continua uwzględni już perspektywę innych czujących istot, że znajdą się i u nas teolodzy, którzy zajmą się sprawą. Może też w końcu zaczniemy mówić otwarcie, my – chrześcijanie, o złu, jakie dzieje się zwierzętom z ręki człowieka, i o tym, jakie to zło ma tragiczne konsekwencje?
Tekst dr hab. Barbara Niedźwiedzka, fot. autorka, archiwum