Stara Dąbrowa
Stara Dąbrowa to stajnia położona w miejscowości Pęczniew. Pan Dariusz Domagała prowadzi tam szkołę Horseway. Przekazuje w niej wiedzę o koniach i od koni, tym, którzy gotowi są zrezygnować z dominacji nad zwierzęciem. Jest to też miejsce, które daje nadzieję na lepsze czasy dla koni.
Moja przygoda z końmi zaczęła się, gdy byłem w podstawówce i przebiegała dość standardowo. Lekcje lonży w szkółce jeździeckiej, pierwsze samodzielne prowadzenie konia na maneżu, wyjazdy w teren, wakacyjne obozy, znalezienie instruktorki, która przygotowywała do zawodów i prowadziła indywidualne treningi. Uwielbiałem spędzać czas z tymi zwierzętami i chciałem, by one mnie lubiły. Marzyłem o nawiązaniu relacji, więzi, porozumieniu. Kochałem je i naśladowałem tych, którzy mówili, że też je kochają. Szarpanie za pysk, gdy idzie za szybko. Używanie bata, gdy się wlecze. Wymyślne uprzęże, gdy porusza się nie tak, jak byśmy chcieli. Oczywiście czynności te przeplatane były czułościami, marchewkami, szczotkami do masażu i radosnym klepaniem po łopatce, za prawidłowo pokonany tor przeszkód. Szarpanie za wędzidło w pysku, bicie batem po zadzie, kopanie piętami w brzuch – to było zwyczajne, nie brutalne. Tak się po prostu z koniem spędzało czas, tak trzeba było robić. Dopiero po paru długich latach, gdy przeszedłem na weganizm i coraz bardziej zastanawiałem się nad prawem do wykorzystywania innych gatunków zwierząt, przestałem przychodzić do stajni. Zrezygnowałem z kontaktu z końmi i jeździeckim środowiskiem, wtedy jeszcze nie wiedząc czy na chwilę, czy na zawsze. Słyszałem o miejscach, gdzie z końmi pracuje się metodami naturalnymi i widziałem parę nagrań na youtube, wszystko to wyglądało obiecująco i kusząco, ale musiałem zrobić sobie przerwę. Być może była to pewnego rodzaju żałoba, możliwe, że czułem żal do siebie i wstydziłem się znów spojrzeć w końskie oczy.
W tym roku postanowiłem wrócić do pasji z dzieciństwa, która przez sześć lat tliła się, nie gasnąc ani na moment. Wybrałem więc losową stadninę. Nadszedł wyczekany dzień. Wsiadłem na koński grzbiet i … chociaż ciało pamiętało dawno wykonywane ruchy i prawidłową postawę – koń nie chciał iść. Miał się rozpocząć dobrze znany, standardowy repertuar: mocniej łydka, kopnij, popchnij, bat, wkurz się, niech idzie, niech nie śpi, łydka, bat. Nie chciałem. Nie chciałem w tym uczestniczyć, ani tego kultywować.
Parę dni później trafiłem na transmisję live na facebooku. Prowadziła ją Stajnia Stara Dąbrowa, a tematem była rezygnacja z dominacji w relacji z koniem. Słuchałem tych słów, przyglądałem się omawianym nagraniom i drżałem z emocji. Pan Dariusz opisywał relację, o której marzyłem. Metody, które wydawały się tak banalne, ale wymagały tego, co przerasta większość osób – zauważenia i uszanowania autonomii konia oraz pracy nad własnymi emocjami.
Zapisałem się na wakacyjny obóz i po paru tygodniach byłem już u bram stajni, w której miałem nauczyć się jak być człowiekiem, z którym koń chce spędzać czas. Rzetelna relacja, obejmująca wszelkie przemiany wewnętrzne, jakie się we mnie zadziewały podczas tych paru dni, zajęłaby niemały stos kartek. Znaczna część z nich to subtelne, osobiste olśnienia, analizy tego w jaki sposób reaguję na różnorodne zdarzenia oraz jak tworzę sytuacje. Najważniejszym i najtrudniejszym zadaniem, czekającym każdego z nas, było sprawienie, by koń zainteresował się i chciał chwilę z nami pobyć. Zastanowienie się nad tym, co mogę mu zaproponować. Nie korzystaliśmy z takich sztuczek jak marchewka, kostka cukru lub bat, by mechanizmem nagroda-kara wyegzekwować zachowanie. W momencie, gdy na wielkim placu stoisz tylko ty i koń, uświadamiasz sobie, że jedyne czym możesz się podzielić, jesteś ty – twój nastrój, emocje, energia, nastawienie, samopoczucie – słów na to jest wiele. Uczysz się respektować samopoczucie konia, bo on też może mieć lub nie mieć na coś ochoty. Być może brzmi to magicznie, górnolotnie albo wręcz odwrotnie, jak coś oczywistego i prostego. Chciałbym podzielić się opisem paru wyjątkowych, przełomowych momentów. Jeden z nich wydarzył się pierwszego dnia zajęć z końmi, gdy po kilku godzinach wykładów mieliśmy spróbować przekuć teorię w praktykę. Mogliśmy wsiąść na konie i bez batów, kopania oraz wędzidła działającego na pysk, zachęcić je, by gdzieś z nami poszły. Błysk, na którym wtedy siedziałem, nie był niczym zainteresowany. Po prostu stał. A ja po prostu próbowałem wielu nowych metod i ogarniało mnie zażenowanie, że nic nie działa. On stał, jakby przeszedł w stan hibernacji. Chociaż byłem tak blisko niego, to czułem się oddalony o całą odległość, o całą tę pustkę między nami, brak kontaktu. Było mi głupio. Marzyłem o więzi, a zachowałem się, jakbym przyszedł wydawać polecenia. Zsiadłem.
Następnego dnia znów założyłem Błyskowi siodło, ale na placu podjąłem decyzję, że spróbuję pobyć z nim tutaj, na ziemi. Nie zauważał mnie, przysypiał, był znudzony i osowiały. Było mi przykro, że wprawiam go w taki nastrój, że nie jest to dla niego mile spędzany czas. Pokręciłem się trochę wokół niego, próbowałem odpuścić presję, jaką emocjonalnie na niego wywierałem, ćwiczyłem bycie uważnym na to, co dzieje się dookoła. Minęło parę dłuższych momentów. Błysk zdziwił się, że nie wsiadam, tylko stoję parę metrów od niego. Zaczął się rozglądać, strzyc uszami. Czasami myślę, że to sobie wyobraziłem, ale wiem, że zadziało się naprawdę – z każdą chwilą Błyskowi zmieniały się oczy, były coraz bardziej błyszczące, jakby zaczął ożywać. Niespodziewanie podszedł do mnie. To było jak podarowanie gwiazdki z nieba, myślę że wstrzymywałem oddech, by przypadkiem nie zburzyć tej niesamowitej chwili. Podszedł, parsknął i dopiero wtedy poczułem, że się przywitał. Dopiero od tamtego momentu możemy mówić o nawiązaniu kontaktu, wspólnym spędzaniu czasu. Dla niektórych to może być głupie i poniżające – pytać konia, czy zechce coś z nami zrobić, zamiast zwyczajnie wymusić, by wykonał to, na co mamy w danej chwili ochotę. Kłębiło się we mnie mnóstwo emocji, ale wszystkie były przeciwieństwem uczucia bycia poniżonym. Miałem wręcz wrażenie, że dostąpiłem zaszczytu, by poczuć namiastkę porozumienia, jakie można stworzyć z tak inną istotą. Przeszedłem parę kroków, a on ruszył za mną. Byłem przepełniony radością. Po podobnych doświadczeniach wiele osób rezygnuje z ponownego siadania na konia. Chociaż można ćwiczyć delikatny dosiad i znaleźć konie, którym sprawia to radość, to jednak pójście na spacer ramię w ramię okazuje się być ważniejszym i cenniejszym wspólnie spędzonym czasem. I tak też kolejnego dnia nie wybrałem siodła. Za każdym razem tajemnicą pozostaje to, co ma większy wpływ na rozwój wydarzeń – nasz nastrój, samopoczucie konia, a może pogoda lub umykające naszej uwadze niuanse rzeczywistości. Pewne jest, że tamtego dnia Błysk był ze mną, a jak z nim. Byłem tak oczarowany jego ożywieniem i zainteresowaniem, że kompletnie nie wiedziałem jak się zachowywać. Dostałem to, o czym marzyłem -jego uwagę, a to było niezapomniane i onieśmielające.
Żeby spędzać czas z koniem dobrze jest zrozumieć jego psychikę, zachowania panujące w stadzie oraz anatomię. Od nas zależy, co z tą wiedzą zrobimy. Czy poznanie końskich lęków wykorzystamy do podbudowania naszej pozycji właściciela, który za dobre zachowanie nagradza poczuciem bezpieczeństwa, a za nieodpowiednie karze spotkaniem ze strachem. Czy wiedzę o końskich potrzebach użyjemy do tego, aby zapewnić im dobre warunki, czy do tego, aby nie zaspokajać ich w ramach kary za niewykonanie poleceń. Ucząc się końskiej anatomii możemy stale pracować nad naszymi ruchami, by zwierzę pod siodłem czuło się komfortowo, ale możemy też zaprojektować uprzęże i wędzidła, które uciskają na najbardziej wrażliwe miejsca.
W Starej Dąbrowie najważniejsze jest bycie z koniem. Tak po prostu, tak zwyczajnie. Uczą tam, że obserwując zachowania w stadzie możemy nauczyć się tego, co jest ważne w końskim świecie, a następnie zrobić coś szalonego – nie wykorzystywać tej wiedzy przeciwko nim. Pan Dariusz proponuje abyśmy, chcąc nawiązać więź z koniem, spróbowali spytać w końskim języku „Hej, chcesz coś ze mną porobić?”. Bądźmy gotowi na zdziwienie, bo niesłychane rzeczy się zadziewają, gdy pokazujemy koniom, że uczymy się ich języka po to, by mogły nam coś więcej opowiedzieć. Czy jesteśmy gotowi dać zwierzęciu przestrzeń, by rozwinęło i ujawniło swoją indywidualność?
Tekst Bartek Kozek, fot. Gabriela Prus, Stajnia Stara Dąbrowa, archiwum.