Wakacje
Do XX stulecia ludzie nie znali wakacji. Można było dostać wychodne, można było pojechać do znajomych w odwiedziny. Były oczywiście święta, podróże (spowodowane koniecznością poszukiwania pracy, czy by zdobyć wykształcenie). Wakacje to jednak luksu czasów konsumpcjonizmu, praw człowieka, pracownika, produkt typowy dla XX wieku. Z luksusem już jednak tak bywa, że człowiek bardzo szybko się do niego przyzwyczaja i zaczyna traktować jako coś naturalnego i oczywistego. W epoce konsumpcjonizmu nie mieć, nie móc, czy odmówić sobie stało się tragedią. Jak pokazał Peter Singer, w kulturze zachodniej człowiek jest biedny nie wtedy gdy umiera z głodu, ale wtedy kiedy nie stać go na luksusowe towary.
Wakacje to luksus, ale nie patrzymy już na nie w ten sposób. Uwierzyliśmy w świat kolorowej konsumpcji, więc pakujemy walizki, wsiadamy do samochodów, samolotów i przemieszczamy nasz glob w poszukiwaniu tego, co uważamy za nam należne: wrażeń, wypoczynku, egzotyki, nowych doznań. Gdy piszę te słowa płoną greckie wyspy, pożary niszczą też Hiszpanię. W kurortach, wszędzie tam gdzie jeszcze nie dotarł ogień, gdzie nie czuje się dymu, ani spalenizny, ludzie leżą spokojnie na plażach, robią zakupy, idą na spacer, pływają w morzu, jedzą lody. Pożar dla wszystkich tych, których nie dotyczy bezpośrednio traktowany jest jak jeszcze jedna informacja w telewizji, jeszcze jeden news przekazany w mediach społecznościowych.
To cały nasz problem. Czego nie ma przed naszymi oczami, co nas nie dotyka osobiście, przestaje być istotne. Cierpienie zwierząt w hodowlach i rzeźniach – choć o nim wiemy – nie jest naszą sprawą. Pożar w Grecji – choć obserwujemy relacje w dzienniku – nie są naszą sprawą. Zamknięci w konsumpcyjnym świecie nie dopuszczamy do głosu ani rozsądku, ani naukowych danych. Możemy sto razy usłyszeć, że kryzys klimatyczny trwa, a my i tak kolejny raz będziemy sięgać po produkty tworzone ogromnym śladem węglowym.
Wakacje, ślepota wakacyjna, obnaża coś jeszcze. Kolejne pokolenia chcą czuć się „normalnie”, a więc realizować popkulturowy sens słonecznej plaży, podróży w nieznane, wakacji marzeń. Niezależnie od wieku, każdy czuje ogromną potrzebę by odpocząć, zmienić otoczenie, stać się na moment kimś innym, poza codzienną rutyną. Wytresowani w marketingowym luksusie, zideologizowani przez popkulturę i konsumpcję, wierzymy, że „nam się należy”, i że odpoczynek może być tylko na „rajskiej wyspie”. Do tego kto może ten spieszy by zobaczyć to, co jeszcze pozostało z raf koralowych, by pooglądać resztki zwierząt na safari. Niektórzy dadzą bardzo dużo pieniędzy by zabijać zwierzęta na polowaniu, czy łowiąc je bez żadnego opamiętania. Samoloty wystartowały, oferta hoteli mami zniżkami i doskonałymi widokami, sklepy oferują lokalne towary i pamiątki bez których nie można się obejść. Człowiek przy człowieku, krok po kroku w kierunku bramki na lotnisku, wynajęcia samochodu, skutera, łodzi. Każdy chce się bawić bez opamiętania, traktując jako normę, należny dodatek do życia.
Świat umiera na naszych oczach. Zaśmiecone plaże, niebo pełne samolotów, jednorazowe kubeczki i kartki pocztowe. Ludzkość pędzi na oślep od wakacji do wakacji, od zakupów do zakupów, realizując to, co uznała za ludzkie i konieczne. Na targu lokalnych przysmaków, odarte ze skóry, martwe, uwędzone nogi barana. Widać jeszcze kopyta, odsłaniają się mięśni. Nóż błyska w rękach mistrza kucharskiego. Dla turystów to niezwykła atrakcja, mogą skosztować jak smakuje ciało zabitego zwierzęcia. Martwe nogi wiszące w rzędach. Wszystko zaprezentowane dla smakoszy, których nie przeraża widok poćwiartowanego trupa i jego szczątek. Tu nie ma szacunku dla śmierci, nie ma cierpienia i przerażenia. Jest podniecenie konsumentów, że jeszcze tego nie skosztowali, radosne oczekiwanie by włożyć do ust i zjeść kawałek martwego zwierzęcia. Trup nie jest trupem. W konsumpcyjnym szale zmienił swoje znaczenie, stal się przysmakiem. Zabijanie świata, nie jest odbieraniem przyszłości, jest należnym wszystkim wypoczynkiem. Z koryta wyschniętej rzeki można zrobić atrakcję turystyczną. Ludzie i tak nie zrozumieją, że stoją we w własnej trumnie.
Ślepota wakacyjna trwa w najlepsze, a my kupujemy, smakujemy, cieszymy się życiem i nie widzimy. Trupiarni w sklepie, śmierci na nasze zawołanie, spalonej ziemi, wyschniętych rzek. Póki jeszcze możemy część z nas, ta uprzywilejowana, która jeszcze na to stać, chowa głowę w kolorowe sny marketingu i reklamy. Wakacyjna ślepota trwa, i tego nie da się już naprawić, ani odpracować. Kryzys klimatyczny trwa.
Tekst dr hab. Joanna Hańderek, prof. UJ
dr hab. Joanna Hańderek, prof. UJ, wykładowczyni w Instytucie Filozofii UJ. Zajmuje się filozofią kultury i filozofią współczesności. Od 2013 roku organizuje cykl wykładów i spotkań poświęconych różnym formom dyskryminacji społecznych „Kultura wykluczenia?”. Współredaktorka kwartalnika popularnonaukowego „Racje”, członkini Towarzystwa Humanistycznego, Akademickiego Stowarzyszenia przeciwko Myślistwu Rekreacyjnemu, Kongresu Świeckości, członkini rady głównej Kongresu Kobiet. Z kotką na kolanach pisze filozoficznego bloga https://handerekjoanna.wordpress.com