Zaczarowana dorożka

Spread the love

„Zaczarowana dorożka, zaczarowany dorożkarz, zaczarowany koń” tymi słowami Prof. Marcin Urbaniak zaczął swoje wystąpienie na proteście w obronie koni na rynku w Krakowie. Konie mają o wiele bardziej wyostrzony zmysł słuchu, są o wiele bardziej wrażliwe na miejskie bodźce. Bruk nie jest miejscem dla konia. Ponieważ konie nie mają poczucia głębi już kałuża na ulicy może być groźna – ponieważ koń nie wie czy jest płytka, czy może jest ogromną dziurą. To samo z temperaturą, konie odczuwają ją o wiele mocniej, więc gdy dla człowieka 30 stopni może być katuszą w tym samym dniu koń ma wrażenie, że smaży się w 40 stopniach. A nie może schronić się pod parasolem, zamówić sobie kawy mrożonej, czy soku, nie może też wziąć wolnego. Odwodnione konie nie piją dlatego przegrzane zwierzę powinno dostać kroplówkę.

Ciągnące ciężary ponad ich miarę, odwodnione, z chorymi kopytami, bite, ogłuszone przez zgiełk miasta, pracują bez chwili wytchnienia, a po całym dniu katorgi muszą jeszcze dowlec dorożkarza i karocę do domu odległego od centrum miasta. Dodajmy, że dorożki wracają do domu ulicami wiecznie zakorkowanego, pełnego klaksonów, spalin, ludzi, muzyki miasta. A po służbie, gdy koń nie może się już podnieść, w nagrodę za całe przepracowane życie trafia do rzeźni.

Profesor Urbaniak przypomniał jak potoczyła się historia zaczarowanego konia i zaczarowanego dorożkarza. Gałczyński napisał o magii, tymczasem na magiczną dorożkę wpadł trabant, co skończyło się ciężkimi obrażeniami i śmiercią konia. Syn zaczarowanego dorożkarza zmienił zawód, po tej traumie nie był w stanie kontynuować zawodu swojego ojca.  Co roku na ulicach Krakowa dochodzi do jakiegoś wypadku. W najlepszym razie konie tylko się przepłoszą i będą uciekały w ślepej panice. Jak będą miały szczęście to tylko będą poranione. Przed turystami bardzo szybko ukrywa się niewygodne fakty. Konie które umierają na bruku z przepracowania, odwodnienia, w przerażeniu i cierpieniu szybko są zakrywane, a ich porumienione ciała natychmiast wywożone są z miejsca wypadku. Magia Krakowa ma trwać, więc dorożkarze robią wszystko by ukryć przed ludźmi jakim cierpieniem okupiona jest ich chwilowa przyjemność.

Dla wielu ludzi empatia nie jest czymś naturalnym. Bart Heart w swoim przemówieniu zauważył bardzo ważną rzecz. „Są trzy poziomy empatii”, ludzi którzy nie czują nic, nawet jak na ich oczach ktoś umiera (to defekt empatii), ludzi którzy mają normalny poziom empatii i zabicie drugiej istoty jest dla nich niedopuszczalne, oraz nadwrażliwi. Być może aktywistki i aktywiści są nadwrażliwi na krzywdę, ale to oni mają siłę zmieniania świata. Niestety ciągle jest pełno ludzi, dla których tak zwana tradycja jest ważniejsza od prawdy i cierpienia. Protest „zmieńcie dorożki na meleksy” miał swoją kontrdemonstracje. Zagłuszający swoimi okrzykami ludzie, mówiący o „pseudo-ekologach” i „pseudo-naukowcach” robili wszystko, żeby przekonać, że tradycja jest najważniejsza. W myśl zasady, że jak kiedyś męczyło się konie to teraz też można, kontr demonstranci obrażali i wymyślali przedziwne teorie.

Sytuacja koni jest patowa. W kulturze Polskiej wygenerowany został mit konia. Ułan czy huzar na koniu to obraz męstwa. Samej śmierci konia na polu walki nie ma tak samo jak nie widoczna jest wbita w jego bok ostroga, gdy dzielny bohater rusza do boju. Romantyczna wizja wojny z koniem w tle przeplata się z wizją sielskiej wsi Polskiej gdzie zimowe kuligi obyć by się nie mogły bez wielkich sań ciągniętych przez konie. Obraz szczęścia i sielanki przesłania wędzidło i bat będący codziennością tego rzekomo umiłowanego zwierzęcia. Dorożki Krakowskie to tylko jeden z mitów jaki się rozwija i ewoluuje w coraz większe show dla turystów. Dorożkarze i cały przemysł turystyczny uwielbia mit magicznej dorożki, magii jaką na krakowski rynek wylał Konstanty Ildefons Gałczyński. Tylko, że to jest bardzo niebezpieczny mit, całkowicie zakłamujący rzeczywistość.

Obrońcy tradycji, pokrzykujący w obronie magicznych dorożek zapominają o jednym. Do tradycji należało decydowanie ze kobiety za kogo i kiedy mają wyjść za mąż. Nie rzadko w ten sposób wydawano za mąż nieletnie dziewczynki. Do tradycji należało niewolnictwo znane pańszczyzną. Do tradycji należało pojedynkowanie się w obronie honoru. Do tradycji należało dużo złych rzeczy, które zostały zdelegalizowane. Prawa człowieka i etyka rozwinęły się na tyle, że dzisiaj niewolnictwo jest karalne, a gwałt na nieletnich jest ścigany przez prokuraturę jako przestępstwo. Na szczęście świat się zmienia, a z nim ewoluuje nasza tradycja. Więc jeszcze trochę a konie zaprzęgnięte w uprzęż, katowane w imię przyjemności turystów będą taką samą zbrodnią, jak gwałt na nieletniej dziewczynie wydanej za mąż wbrew jej woli. Dzisiaj już wiemy, że kobieta, czy dziecko nie są rzeczą, nie należą do mężczyzny. Czas zatem na następny krok, prawa zwierząt czekają na nasze dostrzeżenie i ich realizację.
Tekst dr hab. Joanna Hańderek, prof. UJ, fot. W Imię Zwierząt.

Dr hab. Joanna Hańderek, prof. UJ .

dr hab. Joanna Hańderek, prof. UJ,  wykładowczyni w Instytucie Filozofii UJ. Zajmuje się filozofią kultury i filozofią współczesności. Od 2013 roku organizuje cykl wykładów i spotkań poświęconych różnym formom dyskryminacji społecznych „Kultura wykluczenia?”. Współredaktorka kwartalnika popularnonaukowego „Racje”, członkini Towarzystwa Humanistycznego, Akademickiego Stowarzyszenia przeciwko Myślistwu Rekreacyjnemu, Kongresu Świeckości, członkini rady głównej Kongresu Kobiet. Z kotką na kolanach pisze filozoficznego bloga https://handerekjoanna.wordpress.com