Kolorowe ptaki
Ostatnio przebiegając przez rynek w Krakowie wpadłam na osobliwą instalację. Na drzewach zamieszczono drewniane ptaszki. Śliczne rzeźby ptaków, różnych kolorów, gatunków, niektóre w stylu trochę ludowe, inne bardziej realistyczne. Drzewa wyglądały niezwykle, w magicznym Krakowie zagnieździły się oto drewniane ptaszki. Królewskie miasto nie od dzisiaj żyje sztuką, więc obok głowy wyrzeźbionej przez Mitoraja, drewniane ptaszki nie ćwierkały w najlepsze. Można było zrobić zdjęcia, można było popodziwiać. Chore, zaplątane w sznurki, zatrute, czy ogłuszone od zderzenia z szybą gołębie umierają nie zauważone.
Miasto w wielu filozoficznych koncepcjach oznaczało rozwój, w mieście otwierają się nowe możliwości, pojawiają nowe zawody. To mit miasta, rozwijający się od XIX wieku, wskazuje na nie jako na przestrzeń niezwykłą, gdzie człowiek osiąga swoją pełnię. Slumsy, tak samo jak bezrobocie, bieda, kłopoty komunikacyjne, czy dla wielu brak pracy to ukryta przez mit rzeczywistość. Wiek XX i nasza współczesność nauczyła nas, że miasto może stać się pułapkom, gettem, niespełnionym marzeniem. Najeżone kolcami parapety zabijają gołębie spragnione odpoczynku, potrzebujące tylko przysiąść i na chwilę znaleźć wytchnienie.
Przestrzeń niejednoznaczna, jaką jest miasto, daje wiele sprzeczności. Jak w kulturowym laboratorium w mieście przeplata się to, co prywatne z tym, co instytucjonalne, społeczne, państwowe. Urzędy, teatry, biura, kina, fabryki, uniwersytety, wielkie place i małe uliczki, rdzenni mieszkańcy i ciągle przypływające nowe fale chętnych by w mieście zamieszkać. Miasto rozrasta się w sposób naturalny, im więcej ludzi, tym więcej mieszkań, domów, ulic, betonu, kostki brukowej. Tym mniej trawy, nasion, wody. Drzewa znikają wycinane w lesie by dać miejsce kolejnym dzielnicą, parki kurczą się, czasami pozostają tylko udręczone drzewa wbite w kamienny bruk i ogrodzenia. Gołębie przeganiane z kąta w kąt stają się miejskimi szczurami, zarazą, tym, co w brudzi. Gołębi tylko z racji samego ich istnienia wielu ludzi po prostu nienawidzi.
W Polsce rocznie wycina się około 40 milionów drzew (dane za inicjatywą Lasy i Obywatele). W miastach drzewa znikają gdy potrzebne jest miejsce dla nowej inwestycji, osiedla, czy parkingu. Zalane betonem, zamurowane, zabrukowane miasta nie dają cienia, wilgoci, nie zatrzymują wody po deszczu, nie umożliwiają normalnego rozwoju. Gołębie tłoczące się w miastach uzależnione od ludzi, pół dzikie, pół domowe, są zwierzętami granicznymi. Tak naprawdę gołębie nie przynależą do żadnej przestrzeni, stały się współczesnymi bezdomnymi. Osobą w kryzysie, bez żadnych praw i zabezpieczeń. O gołębiach albo się nie mówi wcale, albo mówi w kategoriach problemu. Odchody gołębia tak samo jak jego gruchanie nierzadko staje się tym, co niepożądane, burzące porządek społeczny. Gołąb „zakłóca” porządek, zupełnie tak jakby był śmieciem.
W 1914 roku zginął ostatni gołąb wędrowny, przedstawiciel bardzo popularnego gatunku gołębia całkowicie eksterminowanego przez człowieka. Trwa VI wielkie wymieranie co oznacza, że z przyczyn działalności homo sapiens rocznie wymiera 40 tysięcy gatunków (dane za Pracownią na Rzecz Wszystkich Istot). Oczywiście o tych statystykach można długo dyskutować, czy to 40 tysięcy, czy 500 tysięcy. Nieścisłości wiążą się z metodą liczenia, z uznaniem o jakich zwierzętach mówimy. Trzeba mieć też świadomość, że wiele gatunków wymrze nim zostaną one przez nas poznane i sklasyfikowane. Człowiek przez swoją działalność urządził żniwa śmierci i dalej betonuje, brukuje, produkuje plastik, używa pestycydów, emituje gazy cieplarniane. Ziemia stała się planetom ludzi, tylko ludzi. Miasta stały się przestrzenią człowieka, uzależnionego od wygody i ślepego na potrzeby innych. Ważniejsze jest by zarabiać – budując domy – niż zostawić przestrzeń zieloną. Ważniejsze jest tu i teraz niż przyszłość.
Gdy ludzkość pożegnała ostatniego gołębia wędrownego nikt nie wpadł w przerażenie. Dzisiaj gołąb miejski zrównany jest z niechcianym przybyszem, osobą w kryzysie bezdomności, tak samo niechciany i zdeprecjonowany. Wygrał model konsumenta, przejadającego świat, niszczącego bioróżnorodność. Na rynku w Krakowie cieszą kolorowe wyrzeźbione ptaszki, są takie piękne, zrobione ludzką ręką. Gołębie umierają w cierpieniu dławiąc się plastikiem, spętane sznurkami, linkami, zatrute trucizną podrzucaną im w jedzeniu. Przeciętnie żyją od półtora do dwóch lat, gdy tymczasem mogły by żyć lat dwadzieścia. Ale nikt się nie przejmuje gołębiami. To tylko gołębie. To tylko zwierzęta. W zabetonowanym umyśle konsumenta nie ma miejsca na bioróżnorodność. Kolorowe ptaszki z drewna zostały wystrugane ze ściętych drzew. Kolorowe rzeźby milczą. VI wielkie wymieranie trwa a człowiek nadal myśli tylko o swoim komforcie. [1]
Tekst, fot. dr hab. Joanna Hańderek, prof. UJ
[1] Tekst inspirowany wspaniałym wydarzeniem: zorganizowaną przez Monikę Kohut, oraz Animal Voices, konferencję „Gołąb miejski. Skrzydlaty obywatel miasta? Współistnienie – wyzwania i perspektywy”.