O sile słów

Spread the love

 

Núria Almiron wraz z dr filozofii Catią Faria jest współautorką książki „Gatunkowizm i język”, wydanej niedawno przez Plaza y Valdés Editores.  Jej publikacja jest częścią projektu COMPASS, promowanego przez Universitat Pompeu Fabra. Wykładowczyni etyki i ekonomii politycznej komunikowania na Uniwersytecie Pompeu Fabra. Jej prace ukazały się między innymi w czasopismach akademickich o dużym znaczeniu, takich jak Climatic Change, Public Understanding of Science, Discourse Studies, Environmental Politics, Journalism Studies, Environmental Communication, International Journal of Communication, Public Relations Inquiry czy Journal of Agricultural and Environmental Ethics. Jest koordynatorką studiów magisterskich w zakresie międzynarodowych studiów nad mediami, władzą i różnicami oraz współkoordynatorką Centrum Etyki Zwierząt UPF.

Od dawna wiemy, że język jakiego używamy nie tylko wyraża nasze myśli, ale także na nie wpływa. Jest to oddziaływanie dwukierunkowe, które ponadto zachodzi na dwóch różnych poziomach. Konfiguruje nasz indywidualny sposób myślenia, ale także wpływa na nas na poziomie społecznym: na to, jak tworzymy teorie, ideologie i koncepcje, które kształtują nas jako społeczeństwo. Kiedy używamy wyrażeń takich jak “ludzie i zwierzęta”, wyłączamy ludzi z królestwa zwierząt i raczej umieszczamy ich na szczycie tej hierarchii. Kiedy mówimy “zwierzęta hodowlane” lub “zwierzęta laboratoryjne”, definiujemy żywe istoty nie przez to, kim są, ale przez to, w co je zmieniliśmy, tak jakby ich przeznaczeniem jako gatunku było stać się pożywieniem lub obiektem eksperymentów. Kiedy mówimy, że ktoś jest “kwoką”, “hieną” lub “wilkiem w owczej skórze”, przypisujemy szereg negatywnych stereotypowych i najczęściej wyłącznie ludzkich cech całym gatunkom zwierząt niebędących ludźmi.

Zawsze powinniśmy pamiętać o tym, że język jest zarówno wynikiem naszego myślenia, jak i czynnikiem sprawczym, który je kształtuje. Kiedy werbalnie umniejszamy czyjąś wartość, odzwierciedla to nasze poglądy, ale także wzmacnia nasze przekonanie, że dana osoba nie jest godna szacunku.

Ta zasada działa dokładnie w ten sam sposób w naszych relacjach z innymi zwierzętami i ma swoją nazwę: język gatunkowistyczny. Język gatunkowistyczny nazywany też językiem szowinizmu gatunkowego to taki, który wyraża nasz dyskryminacyjny sposób myślenia o zwierzętach innych niż ludzie, a jednocześnie, jak każdy język, wzmacnia go. Nie różni się pod tym względem od innych rodzajów dyskryminacyjnego języka, jego istnienie nie jest przypadkowe, a spełnia funkcję społeczną.

Język, który nas opisuje

Kiedy mówimy o kimś, że jest „osłem”, aby wyrazić, że jest głupi, ujawniamy nieuświadomione przekonanie, że zwierzęta tego gatunku są głupie, a przynajmniej głupsze niż ludzie o standardowej inteligencji. Od dawna wiadomo, że  porównywanie inteligencji ludzi i nie-ludzi jest błędne, ponieważ opiera się na nieprawdziwym założeniu, że inne zwierzęta innych gatunków są mniej inteligentne dlatego, że nie posiadają naszego rodzaju inteligencji (tj. tego, co zdefiniowaliśmy jako inteligencję u gatunku ludzkiego). Cała narracja o przewadze ludzkiej inteligencji jest na wskroś zmanipulowana i ma na celu postawienie nas w pozycji przewagi. W rzeczywistości prawdopodobnie nie jesteśmy nawet wystarczająco inteligentni, abyśmy byli w stanie zrozumieć te cechy inteligencji, których nam brakuje, jak sugeruje etolog Frans de Waal w książce zatytułowanej Bystre zwierzę. Czy jesteśmy dość mądrzy, aby zrozumieć mądrość zwierząt? (Copernicus Centres Press, 2016).

Podsumowując, jeśli tworząc definicję inteligencji zrobimy to w taki sposób, że tylko gatunek ludzki będzie mógł spełnić jej wymogi, to tak naprawdę nie tworzymy obiektywnej definicji, a jedynie wyrażamy przekonanie, że ludzka inteligencja jest jedyną, która się liczy i jedyną, która może być punktem odniesienia dla wszystkich innych, a zatem tą najwyższą. Dyskryminowanie innych gatunków ponieważ nie są takie jak ludzie, jest istotą gatunkowizmu. Dlatego jeśli nie jesteśmy szowinistami gatunkowymi, warto abyśmy zadbali o język jakim się posługujemy. Co więcej, nawet jeśli wierzymy, że dyskryminacja zwierząt jest uzasadniona, to znaczy, jeśli sądzimy, że przedstawiciele innych gatunków z jakiegokolwiek powodu nie zasługują na taką samą troskę moralną co ludzie, wtedy również powinniśmy zastanowić się nad uczciwością języka którego używamy.

Większość wyrażeń gatunkowistycznych nie odzwierciedla bowiem rzeczywistości, lecz jej zniekształcony obraz. Warto rozumieć, że wszyscy, niezależnie od tego czy jesteśmy szowinistami gatunkowymi czy nie, nieustannie oszukujemy samych siebie za pomocą języka i wpadamy w jego pułapkę.

Język, który na nas wpływa

Dbałość o to jak mówimy o innych zwierzętach jest szczególnie ważna nie tylko dlatego, że język odzwierciedla nasz sposób myślenia, ale także ze względu na wpływ jaki na niego wywiera. Język oddziałuje więc na nasze zachowanie. Psychologowie i neuronaukowcy wiedzą o tym od dziesięcioleci, podobnie jak autorytarne rządy kiedy wprowadzają zakazy, używają eufemizmów i narzucają w jaki sposób powinniśmy mówić, co zostało doskonale opisane w literackich dystopiach, takich jak Rok 1984 autorstwa George’a Orwella opublikowany w 1949 r. lub Nowy wspaniały świat, Aldousa Huxleya opublikowany w 1932 r.

Podobnie jest z naszymi relacjami z innymi zwierzętami. Jeśli mówimy na przykład o tym, jak zwiększyć „dobrostan zwierząt” w laboratoriach lub hodowlach, to sugerujemy, że dobrostan zwierząt jest kompatybilny z wykorzystywaniem ich i eksperymentami, podczas gdy z logicznego punktu widzenia tak nie jest, bez względu na to, czy jesteśmy w stanie empatyzować z wykorzystywanymi i poddawanymi eksperymentom istotami. Inaczej mówiąc, za pomocą języka tworzymy fikcję której rzeczywistość zaprzecza. Z biegiem czasu, na skutek siły nacisku i powtarzania instytucjonalne ustalonego języka, w naszych umysłach fikcja staje się rzeczywistością, bez względu na to, jak bardzo jest sprzeczna ze wszystkimi zewnętrznymi dowodami materialnymi. Oznacza to, że zaczynamy wierzyć, że dobrostan w  tych miejscach jest osiągalny (podczas gdy w rzeczywistości jest on niemożliwy), a zatem uważamy za logiczne, że przeznacza się zasoby i czyni wysiłki aby go zwiększać, zamiast skoncentrować się na szukaniu alternatyw niekrzywdzących zwierząt. Dzieje się tak nawet wtedy, gdy istnieją przepisy, które nakazują poszukiwanie takich alternatyw, jak w przypadku Dyrektywy w sprawie ochrony zwierząt wykorzystywanych do celów naukowych; warto zwrócić uwagę na utrwalenie fikcji za pomocą języka poprzez użycie w dyrektywie słowa „ochrona”.

Podsumowując, jeśli nie będziemy unikać języka szowinizmu gatunkowego, będziemy przyczyniać się do wzmacniania akceptacji rzeczywistości, którą sami często uważamy za niedopuszczalną i do utrwalenia jej. Do normalizacji tego, co powinniśmy zmieniać.

Co istotne, we wszystkich przypadkach, niezależnie od naszego nastawienia do innych zwierząt, posługując się językiem szowinizmu gatunkowego tracimy wolność. To co myślimy rzadko jest wynikiem świadomej, racjonalnej analizy, najczęściej jest autowarunkowaniem poprzez powielanie pewnego rodzaju języka, na przykład kojarzenia „dobrostanu zwierząt” z hodowlami, laboratoriami, ogrodami zoologicznymi, cyrkami itp. Wydaje nam się, że myślimy w sposób całkowicie wolny, ale tak nie jest; jesteśmy ofiarami mentalnych ram stworzonych przez siłę słów.

Język, który nas usprawiedliwia

Wszystko to nie bierze się znikąd. Odmawianie wartości moralnej, umniejszanie, dyskryminowanie zwierząt innych niż ludzie nie jest czymś wrodzonym. Jest to część procesu poznawczego warunkowanego edukacją jaką otrzymujemy już od dzieciństwa. Nie jest to zjawisko wyjątkowe dla dyskryminacji innych zwierząt, ale wspólne dla wszystkich jej form. Społeczeństwo ludzkie nie wyklucza dlatego, że urodziło się z genem wykluczania, ale dlatego, że bardzo wygodnie jest przedstawiać tych, których wykorzystujemy, jako gorszych. Dyskryminujący język, którego używamy, jest w rzeczywistości samousprawiedliwieniem. Socjologowie tacy jak Donald Noel czy David Nibert wyjaśnili to zarówno w odniesieniu do ludzi, jak i nie-ludzi. Na planecie, na której ludzie konkurują ze sobą i z pozostałymi gatunkami o zasoby, ci którzy mają władzę (niektórzy ludzie nad innymi ludźmi i wszyscy ludzie nad nie-ludźmi), racjonalizują swoją dominację nad innymi aby ją usankcjonować,  uzasadnić i móc utrzymać bez dysonansu poznawczego. Autorzy tacy jak historyk Yuval Noah Harari czy socjolożka Dorothy Rogers opisali ten mechanizm w odniesieniu do rasizmu i niewolnictwa ludzi. Przyczyną porywania Afrykanów do niewoli, handlu nimi i ich wykorzystywania w XVI wieku była zachłanność, nie ideologia polityczna ani uprzedzenia. Rasizm powstał później jako uzasadnienie tego procederu.

Podobnie, wszystko wskazuje na to, że ideologia gatunkowizmu, która dyskryminuje inne zwierzęta, została skonstruowana w celu usprawiedliwienia wykorzystywania ich przez nas na wszystkich poziomach. Język którego używamy jest tego oczywistym dowodem. Większość terminów, za pomocą których mówimy o zwierzętach, pochodzi z języka branżowego sektorów, które je wykorzystują. Język gatunkowizmu jest w dużej mierze samousprawiedliwiającym się językiem społeczeństwa, które musi w jakiś sposób legitymizować swoje zachowanie w stosunku do innych zwierząt. Wyeliminowanie tego języka lub jakiegokolwiek dyskryminującego języka nie uwolni nas nagle od przemocy w społeczeństwie. Niemożliwe jest jednak rozpoczęcie drogi do tego ostatniego, jeśli nie zmienimy języka, który ma tak głęboki wpływ na nasze umysły i zachowanie.

Tekst pierwotnie opublikowany w języku hiszpańskim na blogu El caballo de Nietzsche (elDiario.es).
Dziękujemy Joannie Wiśniewskiej za przetłumaczenie tekstu artykułu Núrii Almiron.