O czym myślę, kiedy myślę o bieganiu. O krok za Murakamim – korespondencja z Bratysławy

Spread the love

Piszę ten tekst, siedząc w jazzowej kawiarni w Bratysławie, choć nigdy nie słyszałam tam jazzu. Może przyśpiewywała mi raz jakaś Amy Winehouse. Może po prostu zawsze przychodzę o złej porze? Czy nie mogłabym posłuchać muzyki w domu, pisząc na kanapie z laptopem w ręku, jak robię to w tej kawiarni co poniedziałek? Odpowiedź wydaje się dość jasna, pewnie bym mogła, ale idąc 40 minut, wdrażam się w trans. Trans pisania, rozmyślania, podziwiania. 

Idąc, słucham podcastu filozoficznego o Simone Weil. Uświadamiam sobie dość szybko, że nie mam dobrej podzielności uwagi. Powinnam raczej powiedzieć, że mam świetną po-dzielność uwagi. Wszystko mnie rozprasza. Na niczym się nie skupiam się na dłużej. Dźwięki, obrazy, zapachy. Muszę jednak być ostrożna, przestrzeń publiczna nie jest dla tych, którzy nie potrafią się skoncentrować. Idąc tak, zaczynam się zastanawiać jakie to wspaniałe, że kobieta, która brała udział w wojnie domowej w Hiszpanii w latach 30 ubiegłego wieku, pomogła z legalizacją aborcji. Poczekaj, poczekaj, niemożliwe, żeby zmarła w 1943 roku. Jak mogła walczyć o prawa kobiet, skoro nie miała jeszcze nawet prawa do głosu. Zajęło mi nieprzyzwoitą chwilę, żeby uzmysłowić sobie, że Simone Weil oraz Simone Veil to dwie różne kobiety. Jako zdeklarowana frankofilka powinnam o tym wiedzieć. Lepiej się zorientować teraz, niż w konwersacji z Francuzem lub Francuzką.

Ostatnio podjęłam się pracy. Wszystko po francusku. Uznałam to za dobry test dla moich umiejętności. Wyczerpało mnie to, bardziej niż się spodziewałam. Jedno to uczyć się języka i czytać w nim powieści, drugie to w nim mówić. Pozwalać słowom przychodzić w odpowiednim momencie. Nic, a nic nie brzmiałam jak Annie Ernaux. Ci po drugiej stronie słuchawki starali się być wyrozumiali. Dzwoniła do nich dziewczyna z Centralnej Europy, zaciągając wschodnim akcentem. No i nie mogła czasem się wysłowić. Co mieli pomyśleć, niż pokiwać głową ze zrozumieniem i żyć dalej w przeświadczeniu, że tutaj robimy wszystko, żeby nie być tutaj, a i tak nam nie wychodzi. Mówimy jak mówimy, z naszym ciężkim akcentem, okrywającym każdy atom śpiewnych romańskich języków. Pracę rzuciłam po 3 tygodniach, akcent pozostał. 

Pierwszą rzeczą, której nauczyłam się na studiach ekonomicznych jest koszt utraconych możliwości. Siedziałam wtedy na zajęciach z mikroekonomii i całe to studiowanie wydawało mi się dość skomplikowane. Ale to zagadnienie, nie jest ekonomiczne z natury, ale filozoficzne. Co tracimy kiedy nas ‘tam’ nie ma, oraz co zrobić, żeby wybrać tę jedyną, najlepszą opcję. Oczywiście, został nam wtedy przedstawiony koszyk możliwości i wykres, który przedstawia ten oto koszyk dóbr na jednej osi oraz poziom zadowolenia na drugiej. Naszym zadaniem było wyliczyć moment w które te dwie osie się przecinają. Jak ciężkie jest to do zrozumienia w prawdziwym życiu.  

Myśli o bieganiu nie nawiedzają mnie kiedy biegam, ale kiedy nie biegam. Kiedy wybieram koszt alternatywny biegania – czytanie czy pisanie. To jest też to, co zawsze mnie trapiło i trochę zmuszało do tego biegu. Pytanie – co osiągnęłabym w najbliższe 40 minut. Przecież wszystkie te rzeczy mogę zrobić potem. Bieganie to mój ‘fact check’ rzeczywistości. To moment odpoczynku, kiedy nie posiadam telefonu ze sobą, a tym samym jestem cudownie niedostępna, tak, jakbym przeniosła się w czasie do beztroskich lat 90.

Murakami w czasie biegania myśli, i to dużo. Pisze o tym lekko, sprawia, że jesteśmy z nim podczas tego biegu, że siedzimy w  jego głowie i śledzimy ten przepływ informacji. Jest intymny, nie dlatego bo mówi nam o intymnych sprawach, ale dlatego, że dzieli się tym co niedostępne, nieosiągalne. Biegam, bo chcę pobyć w samotności, z własnymi myślami. 

Kiedy kontempluję moją uważność, przenoszę się do marcowych popołudni, lata temu, kiedy siedziałam na zewnątrz otulona w koc, patrząc na chmury. Starałam się wtedy nie myśleć. Te dni na zawsze pozostaną dla mnie intensywnie pomarańczowe, rześkie oraz odrobinę smutne. Nigdy jeszcze wcześniej, ani później nie poświęciłam tyle czasu, aby rozwijać umiejętności myślenia. Zawsze brakuje mi tej dodatkowej chwili. Tak przynajmniej mi się wydaje.
Tekst Agata Miętus