O klimacie i Kobietach
Wyspy Tonga toną, tak samo wyspy Pacyfiku. Sekretarz ONZ z Polinezji wysyła SOS do całego świata. Zagrożone są linie brzegowe na całym globie. W Polsce Gdańsk, Żuławy, Ustka. W ostatnich latach przyspieszyło topnienie lodowców, wedle naukowców z NASA o 58 metrów podniesie się poziom mórz jeżeli temperatura będzie wrastać na tym samym poziomie jaki jest obecnie. To co teraz obserwujemy znane było ludzkości od XIX stulecia. W 1896 roku Svante Arrhenius opublikował artykuł, w którym obliczał wpływ emisji dwutlenku węgla na klimat, wyliczył też, że podwojenie stężenia CO₂ w atmosferze doprowadzi do globalnego ocieplenia. Znacznie wcześniej, bo w 1824 Joseph Fourier opublikował pracę, w której udowadniał, że człowiek wpływa na ocieplenie klimatu poprzez swoją działalność. W 2024 roku przy okrągłym stole, kolejnej debacie, na Kongresie Kobiet w Gdańsku spotkały się polityczki, aktywistki, naukowczynie, w tym pisząca te słowa, oraz dyrektorka Polskiej Firmy Energetycznej Enea. I kolejny raz, w kolejnym składzie dyskutowano o zielonej energii, zielonym ładzie, planach na walkę ze zmianami klimatycznymi w Unii Europejskiej.
Kolejny raz to samo. Jako naukowczyni od razu zostałam zepchnięta na pozycje eksperckie, jako weganka, tłumacząca o znaczącym wpływie przemysłu mięsnego na klimat, od razu zostałam zakwalifikowana jako ekoekstremistka. Prowadząca panel Ewa Sufin-Jacquemart podsumowała moje słowa jako „ekstremalny weganizm”. I kropka. Jak zawsze dyskusja toczyła się wokół statystyk i papierologi. Cały XX wiek politycy i polityczki przespali. Wiedząc co nas czeka nie pozwolili działać aktywistkom i aktywistom, zamknęli się na argumenty naukowczyń i naukowców. Gdy powtarzałam, że produkcja 1 kilograma wołowiny oznacza emisję około 60 kilogramów dwutlenku węgla do atmosfery i 250 gram metanu, słuchający zrozumieli tylko jedno: weganizm jest ekstremalny. Nie przemysł mięsny, a weganizm.
Popatrzmy jednak jeszcze raz na te dane. 1 kg wołowiny = emisja 60 kg CO2 + 250 gr CH4, do tego dochodzi zużycie 15 tysięcy litrów wody. 1 hektar ziemi wyżywi 1 góra 2 osoby jeżeli będzie to dieta mięsna, ten sam teren da pokarm od 10 do 20 osób jeżeli będzie to diera roślinna. Od 1896 roku wiemy, że podwojenie CO2 w atmosferze uruchomi globalne ocieplenie i kryzys klimatyczny. Więc pytanie czego jeszcze nie rozumiemy? Co jeszcze musi się stać, żebyśmy zrozumieli, że zabijając zwierzęta zabijamy siebie, zabijamy cały świat? Dlaczego weganizm ciągle jest ekstremum?
W Gdańsku, siedząc przy okrągłym stole i uczestnicząc w debacie na temat Zielonego Ładu miałam wrażenie, że wrzuciło mnie w debaty z lat 60, 70 czy 80 XX wieku. Ciągle to samo, naukowcy i naukowczynie podają dane, operują obliczeniami w jaki sposób emisja gazów cieplarnianych wpływa na klimat, co generuje najwięcej gazów cieplarnianych, w jaki sposób możemy zmniejszyć emisję i jak możemy wyhamować zmiany klimatu. Po drugiej stronie siedzą osoby związane z interesem mięsnym. Kolejny raz padły argumenty, że rolnictwo potrzebuje zwierząt, raz jeszcze pojawiła się koncepcja, że zwierzęta rolne mogą pomóc w nawożeniu i rekultywacji rolniczych terenów. Raz jeszcze okazało się, że to mięsna dieta zbawia świat. Wbrew obliczeniom, wbrew danym, wbrew zdrowemu rozsądkowi. Zwierzęta traktowane jako maszyny zostały wpisane w rolę dostarczycieli mięsa i nawozów. Tymczasem dieta mięsna wyżywi co najwyżej bogatych konsumentów zachodu. Kraje południa, wyzyskiwana najpierw kolonialnie a teraz neokolonialnie nadal walczą z biedą, pozostając zapleczem materiałów i taniej siły roboczej. Nadal wielkie hodowle przemysłowe produkują śmierć i zniszczenie.
Na szczęście jest coraz więcej ludzi myślących w sposób etyczny, dążących do zamiany. Na szczęście pojawia się też szansa na sprawczość – presja społeczna ma sens, wegan i weganek jest coraz więcej. W obradach brały też udział Anna Spurek, dyrektorka operacyjna w Green REV Institute, oraz Europosłanka Joanna Scheuring-Wielgus. Coś jednak ciągle się zacina, ciągle powraca ta sama debata. Niby już tyle rozumiemy, wiemy, niby znamy wszyscy dane statystyczne, a jednak mleko i nabiał traktowane są jako zdrowe jedzenie, a mięso jako podstawowy pokarm człowieka. Weganizm ciągle przez wiele osób zostaje zaklasyfikowany jako radykalny. Ale może dlatego, że radykalne są same dane i zniszczenia powodowane przez produkcję mięsa? Gdy marzy się o szynce trudno słucha się o cierpieniu świń, o ich świadomości, tak samo jak boli wręcz myśl, że 1 kg szynki = 4,5 kg. emisji CO2 do atmosfery. Gdy liczy się na poranną jajecznicę boli gdy ktoś opowiada o cierpieniu kury, jej odparzonym i owrzodzonym ciele, czy odwapnionych połamanych kościach. Źle się też słucha: 12 jajek = 2,7 kilograma CO2 wyemitowanego do atmosfery. Ta arytmetyka boli. Więc weganizm staje się ekstremalny. Czas jednak odwrócić to myślenie i zrozumieć, że nie prawa zwierząt, nie słowa o ich cierpieniu, nie weganizm, a uporczywe trzymanie się konsumpcjonizmu i mięsnej diety nas niszczy.
Ponad sto lat temu kobietom udało się odwrócić myślenie i kulturowe wzorce. Wbrew sprzeciwom i oporom kobiety wywalczyły sobie prawa wyborcze, podmiotowość prawną i społeczną. Ponad sto lat temu niewolnictwo było normą. A jednak dzisiaj rasizm nas brzydzi i oburza. Zatem fakt, że weganizm ciągle niektórych straszy nie świadczy o naszych przegranych pozycjach, to raczej znak, że zmiany są coraz bliżej. Na Kongresie Kobiet dominował głos anty-zwierzęcy, prowadząca panel tak dobrała sobie dyskutantki, żeby wykazać papierowe zmiany i brak szkodliwości mięsnej diety. Stare to zagrywki i dobrze znane triki. Bawimy się tak już ponad sto lat. Jednak weganek i wegan jest coraz więcej, a potrzeby zmiany rosną coraz szybciej. Kalkulacje emisji gazów cieplarnianych i koszt jaki ponosi ludzkość produkując mięso są oczywiste. Zmiany zatem przed nami, zwłaszcza, że nowe pokolenie nie chce już kolejnej ściemy. Czas zatem na nowy kongres i nową politykę, taką bez mięsnego lobby i z pamięcią o tym, co wszyscy za chwilę stracimy. Obrady w Gdańsku, mieście zagrożonym zalaniem, powinny nam otworzyć oczy na dane i fakty, które wszyscy doskonale znamy.
Tekst, dr hab. Joanna Hańderek, prof. UJ