Gaja – żywa planeta
Według brytyjskiego biochemika Jamesa Lovelocka (ur. 1919) Ziemia jest niezwykłym organizmem, który sam się reguluje i sam podtrzymuje. Cała materia ożywiona działa dla utrzymania naturalnego środowiska jako całości.
Mimo zanieczyszczania środowiska przez człowieka, burzenia przez niego naturalnej równowagi i powodowania ginięcia tysięcy gatunków Gaja przetrwa to zagrożenie, chociaż sam gatunek ludzki może nie przetrwać nierównowagi, którą sam wywołuje. Starożytni Grecy i inne dawne cywilizacje były w pełni świadome, że nasza pomyślność zależy przede wszystkim od sposobu traktowania Ziemi. Gaja wynagrodzi w dwójnasób dobre traktowanie, ale też w takim samym stopniu odwzajemni popełniony na niej gwałt.
W 1979 r. wiele zamieszania w świecie naukowym wywołała książka nosząca tytuł „Gaja – nowe spojrzenie na życie na Ziemi”. Teza autora Jamesa Lovelocka była śmiała: – Nasza planeta nie jest jakąś bezładną masą mieszających się i reagujących przypadkowo ze sobą związków chemicznych, lecz żywym, samoregulującym się organizmem stanowiącym jedną, wielką, harmonijną i niepodzielną całość. Wszystkie żywe organizmy – od bakterii aż do płetwali błękitnych, od podmorskich alg aż po tysiącletnie sekwoje – mają jeden wspólny cel
– działanie dla podtrzymania istnienia całego środowiska. Temu żywemu megaorganizmowi James Lovelock nadał imię Gai – greckiej bogini Ziemi.
Korzenie hipotezy Lovelocka sięgają początku lat 60., gdy w laboratoriach NASA w Pasadenie (Kalifornia) rozpoczął on pracę badawczą nad możliwością istnienia życia na Marsie. W tym czasie uważano, że istnieje olbrzymia szansa odkrycia jakiejś formy życia na Czerwonej Planecie. Dla Lovelocka najlepszą metodą sprawdzenia, czy określona planeta może być środowiskiem życia, było zbadanie składu jej atmosfery, ponieważ żywe organizmy muszą korzystać z niektórych jej składników i wydalać do niej pewne produkty przemiany materii, zaburzając jej statyczność. W Pasadenie Lovelock wraz ze współpracownikami zaczął żmudną pracę analizowania danych dostarczanych przez pracujący w zakresie podczerwieni ogromnych rozmiarów teleskop. Wyniki badań były jednoznaczne – zdominowana przez dwutlenek węgla atmosfera Marsa jest wyjątkowo trwała i niezmienna, bez śladów nierównowagi i dynamizmu poszukiwanych przez badaczy. Wniosek z tych badań był jednoznaczny – Mars nie nadaje się do życia, co późniejsze wyprawy sond kosmicznych w pełni potwierdziły.
Jednak analiza możliwości istnienia życia na Marsie przywiodła Lovelocka do głębszej refleksji nad warunkami sprzyjającymi życiu na naszej planecie. Po zakończeniu badań w USA powrócił on do Anglii, jednak w dalszym ciągu nurtowały go dwa pytania: Dlaczego atmosfera Ziemi pozostaje tak niezmienna, mimo że składa się z mieszaniny gazów, w tym także gazów bardzo łatwo wchodzących w reakcje, i dlaczego jest ona tak doskonale dostosowana do potrzeb życia? – To był moment
– pisał Lovelock po latach – w którym zacząłem myśleć, że powietrze nie jest tylko środowiskiem życia, ale jest tego życia częścią składową.
Tę ideę żyjącego środowiska Lovelock przekształcił w teorię naukową, która zaczęła zmieniać sposób widzenia naszej planety przez cały świat naukowy. Według Jamesa Lovelocka Ziemia jest niezwykłym organizmem, który się sam reguluje i sam podtrzymuje. Cała materia ożywiona działa jako całość dla utrzymania naturalnego środowiska jako całości.
Zgodnie z teorią Gai życie nie tylko zaadaptowało się do warunków na naszej planecie, ale także przystosowało planetę do swych własnych potrzeb. Dowodzi tego stała temperatura Ziemi – dla naszego organizmu jest to 36,6 stopnia Celsjusza, zaś nasza planeta utrzymuje temperaturę w pobliżu 13 stopni Celsjusza. Temperatura ta jest niezmienna od 3,8 miliarda lat, czyli w przybliżeniu od momentu, kiedy życie pojawiło się na Ziemi, nawet mimo faktu, że Słońce w tym czasie stało się o 25% bardziej gorące i jasne.
Co zapobiegło przegrzaniu się Ziemi? – Życie – odpowiada Lovelock. Gdy Słońce zaczynało bardziej ogrzewać Ziemię, organizmy żywe wiązały coraz większą ilość dwutlenku węgla w swoich organizmach, co powodowało ograniczenie efektu cieplarnianego w atmosferze Ziemi. W taki sposób, aby utrzymać stałą temperaturę i siebie samą przy życiu, Gaja stworzyła swój własny mechanizm chłodzenia zabezpieczający przed przegrzaniem przez Słońce.
Lovelock przytacza jeszcze inne przykłady wpływania życia na środowisko naszej planety w taki sposób, że tworzy ono stabilny, samopodtrzymujący – homeostatyczny system. Zasolenie mórz nie zmienia się od tysiącleci i wynosi w przybliżeniu 3,4% mimo spływania do mórz i oceanów ogromnych ilości soli wypłukiwanych z lądu przez wody opadowe i rzeki. Zawartość tlenu w powietrzu atmosferycznym utrzymuje się stale na poziomie 21%. Gdyby wzrosła ona na przykład do 25% – materia organiczna roślin na Ziemi ulegałaby ciągłym samozapaleniom. Jednocześnie obniżenie normalnej ilości tlenu w atmosferze mogłoby zagrozić istnieniu wielu gatunków zwierząt na Ziemi.
Według Lovelocka ta homeostatyczna równowaga nie jest przypadkowa – wyraża ona aktywność Gai dostosowującej procesy biochemiczne swego „ciała” do celu podtrzymania życia. Funkcjonowanie takie trwające już od miliardów lat to czas zdecydowanie zbyt długi, by ten sukces życia złożyć jedynie na karb przypadku. Przypadkowe przetrwanie Ziemi jest tak samo nieprawdopodobne jak przejechanie samochodem przez centrum miasta w godzinach szczytu z zawiązanymi oczami, nie doznając szwanku – pisze J. Lovelock. Bez życia na swej powierzchni Ziemia byłaby zupełnie inną planetą, jej zewnętrzna temperatura wynosiłaby ok. 400 stopni Celsjusza, czyli o wiele za dużo, by życie w formie, jaką znamy mogło przetrwać. Oceany wyparowałyby już przed milionami łat, a Ziemia – niebieskie niebo, zielone łąki i łasy – byłaby gorącą, zapyloną planetą z czerwonobrunatną atmosferą, identyczną jak na Wenus – planecie bez życia. Pomysł, że coś tak niewyobrażalnie ogromnego i wyraźnie nieruchomego jak Ziemia mogłoby być organizmem żywym może wydawać się wielu ludziom trudny do przyjęcia, choć przecież nasi przodkowie, którzy postrzegali Ziemię jako boską, godną wielkiego szacunku istotę (Gaja), nie mieli z tym żadnych trudności.
Aby uczynić tę koncepcję bardziej zrozumiałą dla współczesnych ludzi, Lovelock i inni entuzjaści Gai przyrównują ją do olbrzymiej sekwoi. Takie 1000-tonowe drzewo jest pełne życia, choć aż 97% jego gigantycznego pnia stanowi martwe drewno. Jego żywa część, przenosząca wodę i sole mineralne z korzeni do gałęzi, stanowi jedynie cieniutką tkankę pod samą korą drzewa. W ten sposób – pisze Lovelock – drzewo bardzo przypomina samą Ziemię – na jej powierzchni jest cieniutka tkanka żywej materii, której częścią są zarówno drzewa, jak i my – ludzie. Wszystkie skały pod naszymi nogami, jak i powietrze ponad nami są pewnie martwe, jednak zarówno powietrze, jak i skały albo są bezpośrednim produktem życia, albo też zostały bardzo zmodyfikowane przez jego obecność.
Aby łatwiej wyobrazić sobie żywy organizm Gai, dobrze jest spojrzeć na zupełnie inną skalę czasową naszej planety. James Lovelock mówi: – Dla ludzi sto tysięcy lat jest prawie tym samym, co nieskończoność. Dla Gai 3,6 miliarda lat to zaledwie odpowiednik najwyżej naszych trzech miesięcy. Tylko patrząc z takiej globalnej perspektywy można dostrzec, że Ziemia porusza się i zmienia tak jak inne żywe organizmy – oceany i atmosfera opływają ją, masywy lądowe spiętrzają, tworząc łańcuchy górskie, a te
z kolei łącząc i dzieląc się na przemian, tworzą ciągłe zmiany wybrzeży morskich. Życie Ziemi pulsuje i tętni według odwiecznych cyklów – zmiana dnia w noc, zimy w lato czy przypływy i odpływy oceanów to tylko niektóre z nich.
Rytm życia całej planety zgrany jest z indywidualnymi rytmami życia miliardów ziemskich organizmów, w tym nas samych. Ta niezwykła zdolność do samoregulacji Gai pozwoliła jej przetrwać wiele śmiertelnych niebezpieczeństw, takich jak potężne meteoryty, które uderzały z ogromną siłą w jej skorupę średnio co 100 milionów lat, powodując katastrofalne zniszczenia. Jeden z nich, uderzając w Ziemię przed 65 milionami lat, spowodował skutki porównywalne z globalną wojną nuklearną – wyginęło wówczas ponad 60% gatunków roślin i zwierząt, w tym dinozaurów. Lovelock porównuje tę dramatyczną sytuację Ziemi z sytuacją ofiary rozległych oparzeń o spalonej
w 60% skórze.
Gaja przetrwała to zagrożenie i leczyła rany, zastępując jedne gatunki drugimi, co według Lovelocka jest dowodem na to, że mimo zanieczyszczania środowiska przez człowieka, burzenia przez niego naturalnej równowagi i powodowania ginięcia tysięcy gatunków Gaja przetrwa to zagrożenie, chociaż sam gatunek ludzki może nie przetrwać nierównowagi, którą sam wywołuje. Starożytni Grecy i inne dawne cywilizacje były w pełni świadome, że nasza pomyślność zależy od sposobu traktowania Ziemi. Gaja wynagrodzi w dwójnasób dobre traktowanie, ale też w takim samym stopniu odwzajemni popełniony na niej gwałt. Historia zatacza tu koło i możemy zobaczyć, jak człowiek współczesnej wyrafinowanej nauki wyraża się słowami podobnymi do tych, którymi starożytni kapłani religii naturalnych zachęcali do oddawania czci bogini Ziemi.
Na początku XXI wieku głos Jamesa Lovelocka nie jest odosobniony. Wielu naukowców, filozofów i myślicieli rozważa obecnie fakt istnienia na naszej planecie sił, których jeszcze nie rozumiemy, lecz które mogą mieć wielkie znaczenie dla przyszłości całej ludzkości.
Tekst Marek Kryda, fot. AdobeStock